Stało się jasne o co chodzi w zamieszkach w Paryżu i w
Brukseli.
felieton w Tygodniku Solidarność.
Waldemar Biniecki
Zbliżają się święta a
w portfelach zwykłych mieszkańców Unii Europejskiej ciągle ubywa, wbrew temu co
mówią rządzące elity liberalno-lewicowe. Rosną tylko podatki i rozmaite opłaty.
W polskich dużych miastach, gdzie wygrały siły liberalno-lewicowe już
zapowiedziano wzrost opłat za czynsz, energię elektryczna, wywózkę śmieci,
parkowanie i inne opłaty komunalne. Nic więc dziwnego, że w proteście przeciwko
ubożeniu społeczeństwa, to społeczeństwo to wychodzi na ulice i obojętnie czy
dzieje się to w Paryżu czy Brukseli są nazywani przez liberalno-lewicowe media
prawicowym motłochem. Skąd bierze się ten wzrost podatków w Unii Europejskiej.
Warto tutaj posłużyć się najnowszymi badaniami przeprowadzonymi przez francuski
“Journal du Dimanche”. Badania zostały przeprowadzone w odpowiedzi na zamieszki
w Paryżu. 58 proc. ankietowanych uważa, że we Francji imigracja ma
negatywne skutki. Zdaniem 54 proc. pytanych Francuzów imigracja negatywnie
wpływa na wzrost gospodarczy kraju, zdaniem 55 proc. – na przyszłość państwa,
58 proc. – na tożsamość narodową, 61 proc. – na poszanowanie laickości Francji,
64 proc. – na spójność społeczeństwa, a 66 proc. – na bezpieczeństwo. Również 64 proc. ankietowanych odpowiedziało, że przyjmowanie w kraju
kolejnych imigrantów jest “niepożądane”. Inne medium Agencja
AFP zauważa, że kwestia ta będzie z pewnością centrum debaty przed wyborami do
Parlamentu Europejskimi zaplanowanymi na maj 2019 roku. W
kontekście sposobów zapobiegania masowej migracji 63 proc. uczestników badania
opowiedziało się za unieważnieniem układu z Schengen, opowiadając się tym samym
za wznowieniem kontroli na granicach wewnętrznych w UE. Tak więc staje się
jasne, że za słowa kanclerz Angeli Merkel "Wir schaffen das" trzeba
zapłacić i nie są to wcale takie małe pieniądze. Po Węgrzech, Polsce, Austrii i
Włoch sytuacja entuzjazmu dla emigrantów staje się problematyczna. Okazuje się,
że nie wszyscy to emigranci polityczni a większość stanowią emigranci ekonomiczni.
Media głucho milczą o przestępstwach, gwałtach i islamizacji Europy. Za te
wszystkie zmiany ktoś musi zapłacić i jest to zwykły europejski podatnik.
W Kanadzie
konserwatywna parlamentarzystka Michelle Rempel przedstawiła raport według
którego rząd Justina Trudeau wydał w ubiegłym roku $1.1 biliona na nielegalnych
imigrantów przekraczających kanadyjską granicę. Raport nie zawiera kosztów
pomocy społecznej i ubezpieczeń. Oznacza to, że lewicowo-liberalny guru Kanady
wydaje więcej na jednego nielegalnego imigranta niż na kanadyjskiego pracownika
zarabiającego najniższą pensję w Kanadzie. Tak więc przestańmy powtarzać
społeczeństwu banialuki o chrześcijańskim obowiązku i o nowoczesnych
wartościach europejskich. Czas zadawać konkretne pytania: ile kosztuje
przyjęcie jednego imigranta w porównaniu do najniższej pensji pracownika lub
emerytury tych co Europę i Polskę budowali. Ile będzie kosztowało sprowadzenie ich
rodzin? Ile będzie kosztowało zapewnienie bezpieczeństwa naturalnym obywatelom
Europy. Ile naprawdę kosztuje ten drogi eksperyment społecznej inżynierii i kto
naprawdę za tym eksperymentem stoi? To zadanie dla odważnych i transparentnych
polityków i dziennikarzy.
No comments:
Post a Comment