" Trudno być Polakiem nie nosząc w sobie tego dziedzictwa,

któremu na imię Polska”

Jan Paweł II

Friday, October 27, 2017

BŁĘKITNA ARMIA, GEN. JÓZEF HALLER – NADZIEJA I BÓL.



W 2017 roku, poprzedzającym wielkie uroczystości setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, zbiegło się kilka ważnych historycznych dat. Polonia amerykańska w Chicago i w Milwaukee uroczyście uczciła 200 rocznicę śmierci Tadeusza Kościuszki. Parada Pułaskiego na 5–tej Alei, stała się jak co roku wielkim wydarzeniem. Trochę miejsca poświęciły jej media narodowe w Polsce. 4 czerwca 1917 roku minęła 100 rocznica podpisania przez prezydenta Francji dekretu, na mocy którego powstała we Francji Armia. Polska, zwana później Błękitną Armią. W tym roku przypada też 150 rocznica powołania Towarzystwa Gimnastycznego SOKÓŁ. O dwóch ostatnich rocznicach niewiele się mówiło, dlatego warto je przypomnieć przed wyjątkowym świętem narodowym jakim jest Dzień Niepodległości, choćby z tego względu, że wszystkie te wydarzenia wiązała idea walki o niepodległość, mają one swoje miejsce w historii i wciąż są niedocenione.

Rola Towarzystwa Gimnastycznego Sokół w walce o niepodległość.

Od momentu wymazania Polski z mapy świata, każde pokolenie składało w ofierze daninę z życia najlepszych swoich synów, aby Ojczyznę wskrzesić, aby jej byt narodowy przywrócić. Niestety, każde z kolejnych powstań – kościuszkowskie, listopadowe, styczniowe kończyło się upadkiem, tułaczką i emigracją, rozpamiętywaniem klęsk i snuciem planów na najbliższą przyszłość. Po tragicznie zakończonym zrywie styczniowym, w którym „poszli nasi w bój bez broni” nastąpiło systematyczne materialne, biologiczne i duchowe wyniszczanie narodu polskiego, permanentne niszczenie jego bazy materialnej, kultury, szkolnictwa i historii. W takich beznadziejnych wydawałoby się chwilach, grupa młodych patriotów lwowskich w oparciu o europejskie prądy filozoficzne – romantyzm i pozytywizm, stworzyła podwaliny pod nowy ruch, który w niedalekiej przyszłości stanie się orężem w walce o tożsamość narodową i kulturową, w walce o prawo do duchowego i fizycznego odrodzenia narodu.7 lutego 1867 roku we Lwowie narodziło się Towarzystwo Gimnastyczne SOKÓŁ.
Idea sokola wyrosła na głębię uczuć narodowych i polskich dążeń niepodległościowych a nade wszystko umiłowania wolności i ziemi ojczystej, zespolonej nierozerwalnie z kulturą łacińsko-chrześcijańską. SOKÓŁ miał być tym uniwersalnym spoiwem, łączącym w czas niewoli zalety umysłu i wolę rodaków w monolit, zdolny we właściwej chwili sięgnąć po niepodległość, a po zdobyciu jej, umieć ją zachować. Tylko w idealnym zespoleniu myśli i czynu można osiągnąć upragniony cel. Orzeł jako symbol narodowy nie miał w tamtym czasie prawa istnienia. Zastąpiono go innym symbolem równie wymownym. Dalekowzroczny sokół, w tradycji słowiańskiej był kojarzony z wolnością, sprawnością, wytrwałością i siłą, oraz z niezawodnością ataku. Początkowo oddziały SOKOŁA skupiały się wokół Lwowa i w Galicji. Później były wszędzie tam, gdzie byli Polacy: w Niemczech, Rosji, Rumunii, Francji, Belgii, Holandii, Ameryce Północnej i Południowej a nawet w Tyflisie, na Kaukazie i w Charbinie w prowincji chińskiej.
Rycerski etos SOKOŁA rodził się wraz z jego symbolami, oznakami, hasłami i wymogami natury etycznej. Myślą przewodnią ruchu sokolskiego było hasło wywodzące się z tradycji helleńskiej: odnoszące się do harmonijnego rozwoju fizycznego i duchowego, „w zdrowym ciele zdrowy duch”, ale obok tego funkcjonowało też patriotyczne zawołanie: „CZOŁEM OJCZYŹNIE, SZPONEM WROGOWI.  Gniazda- placówki ruchu sokolskiego, za swoich patronów obierały sławnych Polaków – żołnierzy. Bez wątpienia pierwszym wśród nich był naczelnik Tadeusz Kościuszko. Do wielu cnót, obowiązujących w SOKOLE, takich jak: uczciwość, punktualność, odpowiedzialność, wytrwałość, obowiązkowość i odwaga, należało też braterstwo stawiające w karnym, wojskowym szyku sokolich druhów, niezależnie od ich statusu społecznego i majątkowego. Pod sokolim sztandarem, w jednym szeregu zgodnie stawali przedstawiciele inteligencji, rzemieślnicy, arystokraci, robotnicy, oświeceni mieszczanie i włościanie. Z ruchu sokolskiego wywodzi się też polski skauting, czyli harcerstwo.
Mało znany jest naszym rodakom udział SOKOŁA w walkach o niepodległość kraju. Więcej słów napisano o jego działalności gimnastyczno-sportowej przyjmując oficjalnie datę rejestracji SOKOŁA za początek rozwoju sportu w Polsce. Ta słuszna decyzja nie zmienia faktu, że dla działaczy tego ruchu rozwój fizyczny był tylko jednym z wielu, nieodzownych elementów dla osiągnięcia celu ostatecznego. Tym wielkim celem było zmartwychwstanie Polski!
W tej ogromnej, pracy organicznej brało udział wiele tysięcy szlachetnych Polaków, mistrzów słowa i pędzla, muzyków, lekarzy, dziennikarzy i wydawców, przedsiębiorców i bankierów.  A byli wśród nich: Maria Konopnicka, Henryk Sienkiewicz, Wacław Gąsiorowski, wielki przywódca Sokoła w Stanach Zjednoczonych dr. Teofil Starzyński, wydawca Dziennika Związkowego Jan Smulski, współtwórca Panoramy Racławickiej Jan Styka i najbardziej zasłużony dla sprawy niepodległości Ignacy Jan Paderewski. Niewielu z nas dziś pamięta, a z najmłodszego pokolenia wie, że to właśnie dla braci sokolej, na obchody 500-lecia bitwy pod Grunwaldem Maria Konopnicka napisała słowa „Roty”, a na zamówienie władz sokolego związku Feliks Nowowiejski skomponował do nich muzykę. Pieśni tej uczono we wszystkich sokolich gniazdach, w kraju i na obczyźnie, tam, gdzie w niestrudzonym locie dotarł SOKÓŁ, by zagarnąć pod swe skrzydła nowe rzesze Polaków. Swoją siłę SOKÓŁ pokazał na Zlocie we Lwowie w 1913 roku. Wtedy 8.000 młodych chłopców i dziewcząt, na manewrach, które prowadził komendant polowych drużyn sam Józef Haller, zademonstrowało swoje wyszkolenie bojowe.   
W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych dziewiętnastego wieku, wśród wychodźstwa polskiego w Stanach Zjednoczonych, rodzi się świadomość wartości wspólnego działania, Powstają organizacje i różne towarzystwa, wśród których na szczególną uwagę zasługują: Zjednoczenie Polskie Rzymsko Katolickie –powstałe w 1873 roku, Związek Narodowy Polski – 1880, Związek Sokołów Polskich w Ameryce -1891, Związek Polek w Ameryce -1895. Wszystkie te organizacje miały w swoich założeniach dążenie do zdobycia niepodległości i wolności Polski drogą pomocy materialnej i drogą walki orężnej. Myśl tę wypowiedział głośno prezes Związku Narodowego Polskiego Marian Stęczyński na Kongresie w Waszyngtonie, w maju 1910 roku. Została ona zapisana w formie wniosku i uchwalona jednomyślnie w takim brzmieniu:
 „MY POLACY MAMY PRAWO DO BYTU SAMODZIELNEGO NARODOWEGO I UWAŻAMY ZA SWÓJ ŚWIĘTY OBOWIĄZEK DĄŻYĆ DO OSIĄGNIĘCIA NIEPODLEGŁOŚCI POLITYCZNEJ NASZEJ OJCZYZNY”
Podobne nastroje zaprezentował w lipcu Zjazd Grunwaldzki w Krakowie. Wszyscy Polacy byli przekonani, że zbliża się chwila, w której zaborcy staną do walki przeciwko sobie i wtedy trzeba wykorzystać sytuację i wybić się na niepodległość. W kraju, ale również wśród Polonii na całym świecie, a szczególnie amerykańskiej, która miała największą możliwość swobodnego działania, rozpoczęto przygotowania do tego momentu. Gromadzono fundusze i przygotowywano się do działań zbrojnych. Szczególną rolę w tych przygotowaniach odegrał SOKÓŁ, który już wcześniej prowadził tajne szkolenia wojskowe.
Gdy wybuchła wojna państwa zaborcze przymusowo wcielały do armii Polaków, a front walki przetaczał się przez ziemie polskie. Groziło to biologicznym i duchowym wyniszczeniem narodu. Wszystkie organizacje polonijne już w pierwszych tygodniach po wybuchu wojny wspólnie powołały Polski Centralny Komitet Ratunkowy, którego celem była pomoc materialna Polakom pod zaborami i przygotowanie się do czynu zbrojnego. Ten drugi szczytny cel zakładał stworzenie armii polskiej. Oczywistym było, że najlepszą do tego bazą realną były sokolnie, ale potrzebna też była kadra instruktorów, sprzęt i obozy, w których można by było prowadzić szkolenia. Wymagało to patriotycznego zaangażowania, materialnej ofiarności i zręcznej pracy dyplomatycznej, gdyż prawo Stanów Zjednoczonych nie pozwalało na tworzenie na swoich terenach obcej armii. Na terenach polskich Sokoły w większości poszły za swoim wodzem Józefem Hallerem tworząc II Brygadę Legionową, która chwalebnie zapisała swój szlak bojowy na wschodzie.
Przywódcy polscy nie zawsze byli zgodni co do kształtu i sposobu tworzenia niepodległej ojczyzny, a i propaganda państw zaborczych doskonale wywoływała zamęt i skłócała Polaków. Sokolstwo Polskie w Ameryce trzeźwo oceniało, że należy być do czynu zbrojnego przygotowanym. Sytuacja stała się bardziej klarowna, gdy 22 stycznia 1917 roku Prezydent Stanów Zjednoczonych po spotkaniach z lobby polonijnym oświadczył przed Senatem (…)
Mam zupełną pewność, że wszyscy mężowie stanu przyznali, iż powinna być Zjednoczona Niepodległa i Autonomiczna Polska…
Tworzenie Błękitnej Armii.
 Kierunek polityczny był prosty – Polacy powinni współdziałać z Ententą.  Po wielu audiencjach u przedstawicieli rządów, szczególne nadzieje pokładano w rządzie kanadyjskim, który zgodził się przyjąć do szkoły oficerskiej w Toronto grupę Sokołów. Pierwszego stycznia 1917 roku w tajemnicy przybyło do Toronto 23 kandydatów na oficerów. 21 maja tegoż roku 17 z nich otrzymało stopnie oficerskie. Pięciu najzdolniejszych zostało instruktorami w Szkole Podchorążych w Cambridge Springs. Był to wyłom w sprawie tworzenia armii polskiej. Już 19 marca 1917 roku Cambridge Springs, w Pensylwanii, w miejsce prowadzonych od 1914 roku dwumiesięcznych kursów paramilitarnych, powołano Szkołę Podchorążych, która przygotowywała kadry podoficerskie i oficerów dla polskiej armii. Szkolenie stało na wysokim poziomie. Uczyli najlepsi fachowcy, wykształceni w szkole oficerskiej w Toronto, w Kanadzie. W dniach 1-4 kwietnia 1917 roku w Pittsburghu odbył się Nadzwyczajny Zjazd Związku Sokołów, na którym przemawiał I.J. Paderewski. W tym czasie Stany Zjednoczone były już zaangażowane w wojnę przeciwko Niemcom. Honorowy Sokół - Mistrz Paderewski podjął w swoim przemówieniu myśl zorganizowania 100.000 armii polskiej i nadania jej miana „Kościuszko Army”. Mimo zaciętej krytyki „niefortunnego i śmiesznego pomysłu artysty, nie rozumiejącego zupełnie zasady państwowości”, marzenia o polskiej armii staną się rzeczywistością. 4 czerwca 1917 roku prezydent Francji Raymond Poincare wydał dekret o utworzeniu autonomicznej Armii Polskiej we Francji.  Początkowo jej szeregi zasilali jeńcy z armii austriackiej i ochotnicy z Polonii Francuskiej Na naczelnego jej dowódcę mianowano generała Louisa Archinarda. Francja zgodziła się umundurować i wyposażyć polskich żołnierzy. Otrzymali w przydziale jasno niebieskie umundurowanie i z tego względu nazywano ich „Błękitna Armią”.

Tworzenie zrębów polskiej państwowości.

15 sierpnia w Lozannie Roman Dmowski zakłada Komitet Narodowy Polski, którego celem była odbudowa państwa polskiego przy pomocy państw Ententy. KNP był uznany przez rządy Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch i Stanów Zjednoczonych za namiastkę rządu odradzającego się państwa polskiego i przedstawicielstwo interesów Polski. KNP prowadził politykę zagraniczną i organizował Armię Polską we Francji. Przy Komitecie powstała też specjalna Misja Wojskowa, która miała uzgadniać z rządami Ententy warunki prawne, na których miała działać Błękitna Armia. Z Komitetem ściśle współpracowała Polonia amerykańska. Lobbowano na rzecz niepodległości w rządzie Stanów Zjednoczonych, gromadzono fundusze i wzmożono szkolenia wojskowe.
Wkrótce ruszyła akcja rekrutacyjna do polskiej armii. Wszędzie tam, gdzie były większe skupiska polonijne, szczególnie w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, pojawiały się płomienne apele:
DO SZEREGÓW!  DO BRONI!  DO WALKI!  CHWYTAJCIE ZA BROŃ!  WALCZCIE O WOLNOŚĆ POLSKI!
Związek Sokołów w Ameryce zwołał Nadzwyczajny Zlot, na który przybył przedstawiciel Misji Wojskowej z Francji, znany pisarz, porucznik Wacław Gąsiorowski. Po jego płomiennych patriotycznych przemówieniach wyłoniono sokole komisje wojskowe, które miały zająć się organizacją rekrutacji. Komisje te opracowały szczegółowe wskazówki postępowania dla ochotników zgłaszających się do wojska. Wyznaczyły 12 Okręgowych Centr Rekrutacyjnych. Centrum nr 1 było w Milwaukee w Wisconsin, Centrum nr.2 w Chicago, kolejne w Nowym Yorku, Bostonie i innych większych ośrodkach polonijnych. Prace organizacyjne, dzięki wielkiemu zaangażowaniu Misji i wolontariuszy, szły bardzo sprawnie. Stany Zjednoczone zgodziły się na rekrutację, a Kanada udzieliła miejsca na obóz zborny w przygranicznej miejscowości Niagara on the Lake. Szybko zaczęli napływać ochotnicy. Z Chicago i Milwaukee dwa pierwsze transporty wysłano do obozu już 9 i 15 października - 320 rekrutów, 29 października 244 i 3 listopada 436 rekrutów.                         
4 listopada po uroczystej mszy świętej, poświęcono Obóz i zatknięto nad nim sztandar z Białym Orłem. Potem odbyła się defilada, w której przemaszerowały kolumny przyszłej Armii Polskiej salutując sztandar. Sprawozdawca „Dziennika Związkowego” tak opisuje tamte chwile: Nastrój był uroczysty i poważny, kiedy te kolumny maszerowały przed nami, każdy zdawał sobie sprawę, że to historyczny moment w życiu narodu polskiego”. 21 listopada Obóz odwiedził Mistrz Paderewski i wygłosił krótkie przemówienie, które zakończył słowami;”
Szczęśliwy jestem, że widzę Was w tym szeregu, bo widzę w tym zapowiedź polskiego zwycięstwa. Ojczyzna żąda od Was wielkich ofiar, ale czeka Was wielka nagroda, bo od Waszego męstwa zależy wolność i niepodległość Zjednoczonej Polski. Idźcie z wiarą w zwycięstwo, a Bóg najwyższy niech wam szczęści i błogosławi.”

Ochotnicy z Ameryki
Przebieg rekrutacji w pierwszych dniach miał charakter bardzo entuzjastyczny, żeby nie powiedzieć gwałtowny. Zaciągali się nawet potomkowie przybyłych do Ameryki Polaków. Niektórym nigdy wcześniej nie dane było poznać kraju ojców.
Zaledwie po dwóch tygodniach obóz ćwiczebny w Niagara on the Lake był przepełniony do tego stopnia, że komisja chwilowo wstrzymała wyjazdy ochotników. W listopadzie stacjonowało w obozie, przewidzianym na 500 – 600 żołnierzy, blisko 3000. Zbliżała się zima i warunki klimatyczne raczej nie sprzyjały zamieszkaniu w namiotach. Zorganizowane legiony Polek uruchamiały szwalnie, aby zaopatrywać ochotników w ciepłą odzież, swetry, szaliki, skarpety i rękawice. Patronowała temu przedsięwzięciu żona Mistrza -Helena Paderewska. Po długich staraniach Komisji rząd amerykański udostępnił na potrzeby polskie po drugiej stronie granicy Fort Niagara. Rozwiązało to chwilowo problemy lokalizacji i rekrutacja mogła być kontynuowana.
28 grudnia 1917 pierwsze transporty ochotników ze Stanów Zjednoczonych docierały do Francji, do Armii Polskiej. Na kolejne w obozach ćwiczebnych czekało tysiące ochotników, a akcja werbunkowa, dzięki zaangażowaniu artystów i prasy polskiej zataczała coraz szersze kręgi. W akcji propagandowej szczególnie zasłynął artysta grafik Władysław Benda. Jego plakaty znali wszyscy, a dziś on sam jest z nimi utożsamiany. Ostatecznie rekrutacja została zakończona w lutym 1919 roku. 11 marca ostatni polscy ochotnicy opuścili obóz w Niagara-on-the-Lake. Z dokładnego raportu komendanta obozu pułkownika Le Pan’a dowiadujemy się, że: do Francji wyjechało 20.720 żołnierzy.  Z powodu słabego zdrowia zwolniono 1004, z powodu konieczności utrzymywania rodziny zwolniono 129, z różnych innych powodów odesłano 91, w obozie zmarło 41(hiszpanka). Było też 212 dezerterów i pięciu „niepożądanych”.
W skupiskach polonijnych trwała rekrutacja, a w Paryżu Komitet Narodowy dbał, aby formowana armia była naprawdę polska, z polskim orzełkiem, polską komendą i polskim dowódcą. W rocznicę istnienia, Błękitna Armia otrzymała sztandary od miast francuskich: Paryża, Nancy, Belfort i Verdun, a żołnierze wypowiadali słowa przysięgi;
 ” Przysięgam przed Panem Bogiem Wszechmogącym w Trójcy jedynym, na wierność Ojczyźnie mojej Polsce jednej i niepodzielnej; przysięgam, iż gotów jestem życie oddać za świętą sprawę jej zjednoczenia i wyzwolenia, bronić sztandaru mego do ostatniej kropli krwi, dochować karności i posłuszeństwa mojej zwierzchności wojskowej, a całem postępowaniem mojem strzec honoru żołnierza polskiego. Tak mi dopomóż Bóg.”
W uroczystościach brał udział Roman Dmowski i francuscy dowódcy wojskowi. Po uroczystościach żołnierze poszli w transzeje, a potem wzięli udział w walkach, w których padli pierwsi zabici szeregowcy i oficerowie. Pierwsza lista obejmuje 108 nazwisk. Ilu zginęło zanim takie listy zaczęto sporządzać, nie wiadomo. Radość, entuzjazm i nadzieja po raz pierwszy stanęły naprzeciwko ze śmiercią. W tym samym czasie w kołach przywódców politycznych toczyły się spory o kształt i formy działania na rzecz Niepodległej.
13 lipca 1918 r. po odmowie przysięgi na wierność Austrii, po dziesięciodniowej odysei przez Karelię i Murmańsk, dotarł do Paryża owiany legendą przywódca sokolstwa polskiego w Polsce, dowódca II Brygady Legionów generał Józef Haller. Od razu włączył się w prace Komitetu Narodowego Polskiego, który najpierw powierzył mu przewodnictwo nad Misją Wojskową, a 4 października 1918 r. po zabiegach dyplomatycznych w dowództwie i rządzie francuskim, powierzył mu formalnie dowództwo nad formującą się Armią Polską. Siła bojowa tej armii w tamtym momencie stanowiła dywizję, około 10.000 żołnierzy. Gdy Błękitna Armia wyjeżdżała do Polski liczyła około 70.000 żołnierzy, w tym byłych jeńców wojennych z armii austro-węgierskiej około 35 000, z Polonii z Ameryki około 22 000 (w tym 1000 z Milwaukee i 3000 z Chicago). 9 października generał Józef Haller, obejmując dowództwo, złożył przysięgę na sztandar na wierność Polsce. Dywizja do walk na froncie zachodnim wejść nie zdążyła, gdyż dla świata wojna skończyła się 11 listopada. Dla Polski trwała nadal. Trzeba było siłą ustalać granice państwowe zarówno na wschodzie jak i na zachodzie. Armia Polska była potrzebna Polsce, pożądana i oczekiwana. Tymczasem Francja przeorganizowywała swoje oddziały i chętnie pozbywała się „sprzymierzeńców” ze swojego terenu. Pomagała wyekspediować polskie wojsko do Polski. Trudności sprawiał transport i trasa przejazdu przez Niemcy.
Powrót do Polski
 Ostatecznie 4 kwietnia 1919 roku podpisano w SPA porozumienie między rządem Francji i Niemiec, wyznaczono linie tranzytowe, gen. Haller wydał odpowiednie rozkazy i zaczęła się ewakuacja Błękitnej Armii do Polski. Rozkaz powrotu z 15 kwietnia 1919 roku brzmiał:
„Nastąpiła upragniona chwila wymarszu Armii Polskiej z ziemi włoskiej, francuskiej i amerykańskiej do Polski. Tak jak lata temu sto, wracamy dziś do Polski, szczęśliwsi niż tamci…Jadą do kraju Dywizje Polskie, stworzone na obcych ziemiach wysiłkiem całego narodu polskiego, a zwłaszcza dzięki dzielności i tężyźnie jego wychodźtwa w obu Amerykach, Północnej i Południowej; dzięki wytrwałej pracy polskich mężów stanu jak oto: Ignacego Paderewskiego i Romana Dmowskiego, dzięki orężnemu czynowi Naczelnika Rzeczypospolitej Polskiej Józefa Piłsudskiego”.
Sprzęt z niewielką ilością ochrony jechał w zaplombowanych wagonach, żołnierze, zaopatrzeni w prowiant na 8 dni, w osobnych wagonach. Pierwszy transport wyruszył 16 kwietnia. Ostatni z 383 pociągów przybył na ziemie polskie w połowie czerwca. Oczywiście podczas przejazdu nie obyło się bez szykan i trudności na terytorium Niemiec, ale ludność polska witała błękitnych żołnierzy „czym chata bogata” kwiatami, wielkanocnym śniadaniem i radością. Było to przecież prawdziwe pierwsze polskie wojsko od czasów powstania listopadowego.
Generał Haller przybył do Warszawy 21 kwietnia 1919 r. Witany był jak bohater narodowy, a magistrat nadał mu tytuł honorowego obywatela miasta.

Błękitna Armia była, jak na tamte czasy, bardzo dobrze wyposażona i wyszkolona. Posiadała 120 czołgów, 98 samolotów, wojska inżynieryjne, instruktorów, kawalerię, artylerię, wojska łączności, 7 szpitali polowych i bardzo wysokie morale żołnierzy. Już w maju skierowana została na front wschodni, front walk polsko- ukraińskich, największego zagrożenia ze strony Rosji Sowieckiej.  Generał Haller walczył o te same polskie miasta, o które walczył jako dowódca II Brygady Legionowej. Przez Galicję Wschodnią i Wołyń dotarł ze swoimi „Błękitnymi “na linię rzeki Zbrucz. Stawiał czoła okrutnym oddziałom konnicy Siemiona Budionnego.
Błękitna Armia a Polityka.
Mimo strategicznych sukcesów, a może właśnie z ich powodu, Generał nie znalazł uznania u Naczelnika Państwa. Do końca pozostawał w opozycji do obozu rządzącego. W czerwcu 1919 roku został odwołany jako dowódca Błękitnej Armii i skierowany na pogranicze polsko-niemieckie w celu objęcia dowództwa nad Frontem Południowo-Zachodnim. Pod inną, ciągle zmieniająca się komendą, Hallerczycy czuli się porzuceni i zawiedzeni. Wiele żalu można wyczytać w sprawozdaniach frontowych ppłk Tadeusza Kurcjusza, ochotnika polskiego z Ameryki, szefa sztabu 13 dywizji. Sprawozdania dotyczą okresu od stycznia do czerwca 1920 roku. Dywizja stopniowo spychana była do roli drugorzędnej. Kończąc wspomnienia ppłk Kurcjusz z goryczą pisze: W tym czasie przybył do Kordylewki nowy dowódca Dywizji płk Paulik. Z jego przybyciem nie nastały żadne zmiany w sposobie dowodzenia. W dalszym ciągu pozostawiał sztabowi wolną rękę w wystawianiu rozkazów w jego imieniu. (…) W dalszym ciągu troska o prowadzenie działań spada całkowicie na mnie i nieraz bywało mi nad wyraz ciężko pobierać decyzje samodzielnie, nie wierząc, ani nie znając swego dowódcy i jego myśli manewru. (…) Cel strategiczny wyprawy zniknął, pozostał cel polityczny”. 1 września 1920 roku Błękitna Armia została całkowicie rozformowana. Poszczególne formacje weszły w skład innych krajowych jednostek wojskowych. Ochotnicy ze Stanów Zjednoczonych zostali zdemobilizowani, co wywołało irytację Polonii Amerykańskiej. Liczbę zdemobilizowanych Hallerczyków oceniano w lutym 1920 roku na 10.000 do 12.000. Sytuacja zdemobilizowanych żołnierzy Błękitnej Armii była bardzo zła. Sprawę dyskutowano na najwyższych szczeblach amerykańskich władz. Zajął się nią Julius Kahn kongresmen z Kalifornii i kongresmen Kleczka z Milwaukee Wisconsin. Sprawa powrotu zdemobilizowanych ochotników poruszona została w Izbie Reprezentantów już na początku 1920 roku. Izba upoważniła sekretarza wojny Bakera do przewiezienia na amerykańskich transportowcach zdemobilizowanych Hallerczyków- również obywateli amerykańskich. Miały to być okręty dowożące zaopatrzenie dla żołnierzy amerykańskich stacjonujące w okupowanej Nadrenii. Zdemobilizowani w różnym czasie żołnierze oczekiwali na transport w przepełnionych w obozach w Skierniewicach i Grupie koło Grudziądza. Pierwszy statek, na który zdemobilizowani Hallerczycy czekali, wpłynął do portu gdańskiego 19 marca 1920 roku. Był to transportowiec USAT ANTIGONE. Zaokrętowano na niego 28 marca 1168weteranów. Przed odpłynięciem służby sanitarne Amerykańskiego Czerwonego Krzyża dokonały przeglądu zdrowia i starannie odwszyły weteranów. Następnym transportem POCAHONTAS zabrano 1705 weteranów. Oba transporty dotarły do Nowego Yorku pod koniec kwietnia 1920 roku. Siódmy transport dotarł 12 sierpnia tegoż roku. Ostatni 16 lutego 1921 roku. Obserwatorzy z Amerykańskiego Czerwonego Krzyża raportowali potem, że Polska swoich obrońców oddawała w bardzo złym stanie fizycznym i psychicznym, wychudzonych, wygłodniałych, zawszonych, bez pieniędzy, bez bielizny. Nim pierwszy statek dotarł do Antwerpii, wśród żołnierzy zanotowano pierwsze przypadki tyfusu. Przybycie transportu Hallerczyków do USA wprawiło władze amerykańskie w niemałą konsternację, ponieważ karty identyfikacyjne weteranów okazały się bezwartościowe, gdyż nie zawierały ani fotografii, ani odcisków palców. Istniała wielka obawa, że wśród wracających mogą się znaleźć bolszewiccy agenci. Wywiad brytyjski informował swoich sprzymierzeńców, że niektórzy Hallerczycy przed opuszczeniem Gdańska otrzymywali propozycje sprzedaży swoich dokumentów za sumę1000$, ogromną jak na owe czasy. Nie udało się jednak zidentyfikować żadnego szpiega. Łącznie do Stanów wróciło 12.546 Hallerczyków. Powracającym trzeba było zapewnić jakieś miejsce postoju zanim rozjadą się do domów. Taką kwaterą dla powracających był wojskowy obóz w Camp Dix w stanie New Jersey. Poselstwo Polskie po rozmowach dyplomatycznych z przedstawicielem Polonii Janem Smulskim zgodziło się sfinansować koszty pobytu w obozie, bilet kolejowy do miejsca zamieszkania i wypłacić każdemu szeregowemu po 10$ a oficerowi 20$ jednorazowego zasiłku. Wydział Narodowy Polski (fundusz Polonii) wypłacił każdemu szeregowemu 15$, a oficerowi 30$ zasiłku. Miało to wystarczyć weteranom na pierwsze wydatki. Roman Dmowski w liście do Jana Smulskiego datowanym na 12 października 1920 roku i publikowanym w „Dzienniku Związkowym” dziękował za wkład Polonii w dzieło odzyskiwania Niepodległości. Poza wyrazami uznania i odznaczeniem ich Krzyżem Ochotników z Ameryki, weterani pozostawieni byli sami sobie. Wielu z nich było inwalidami lub straciło część zdrowia. Sami zaczęli organizować pomoc dla potrzebujących kolegów. W maju 1921 roku powołali do życia SWAP – Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej w Ameryce. Jej pierwszym prezesem został płk dr Teofil Starzyński, prezes Związku Sokoła Polskiego w Ameryce. Niestrudzony organizator- akcji rekrutacyjnej, wierny przysiędze sokolej, poszedł ze swoimi druhami na front w charakterze lekarza. Lista takich jak on jest długa. Fundusz SWAP-u sumą 10.000$, w 1926 roku wsparł najwspanialszy z Sokołów I.J. Paderewski. To dzięki takim jak ONI zaistniała potężna Błękitna Armia.
W październiku 1919 r. Generałowi Hallerowi powierzono dowództwo Frontu Pomorskiego, utworzonego w celu pokojowego i planowego zajęcia Pomorza, przyznanego Polsce na mocy ustaleń Traktatu Wersalskiego. Zgodnie z planem przejmowanie ziem pomorskich rozpoczęło się 18 stycznia 1920 r. 10 lutego 1920 r. generał Haller wraz z ministrem spraw wewnętrznych Stanisławem Wojciechowskim oraz nową administracją Województwa Pomorskiego przybył do Pucka, gdzie dokonał symbolicznych zaślubin Polski z Bałtykiem. Była to piękna, choć tylko symboliczna akcja. Latem 1920 roku nastąpiło nowe zagrożenie ze wschodu. Gen. Haller otrzymał funkcję Generalnego Inspektora Armii Ochotniczej, przy organizowaniu której położył duże zasługi. Ze strategicznego punktu widzenia, trudno zrozumieć, dlaczego rozwiązano doskonale wyposażoną armię, aby za chwilę w jej miejsce powoływać armię ochotników. Gen. Haller powoli był odsuwany od spraw wojskowych, aż po zamachu majowym zupełnie wycofał się z życia publicznego.
Błękitna Armia i gra polityczna wokół niej jest w polskiej historiografii zupełnie przemilczana. Faktem jest, że Armia Hallera była najlepiej wyszkoloną i najlepiej uzbrojoną jednostką taktyczną polskich wojsk i reprezentowała bardzo wysokie morale i zdolności bojowe. Jako całość pod komendą gen. Hallera mogła stanowić poważne zagrożenie dla tworzącej się legendy Marszałka Piłsudskiego. W 1919 roku zaczął on systematycznie wymieniać kadrę dowódczą „błękitnych” na swoją, legionową. Zdemobilizowanie ochotników ze Stanów Zjednoczonych, najlepszej części tej armii, w obliczu zagrożenia ze strony wojsk sowieckich było czymś zdumiewającym. Nie budziło natomiast zdumienia to, że gdy w czerwcu 1920 roku w obliczu zagrożenia bolszewickiego zaczęto organizować ochotniczą armię, masowo napływali do niej zdemobilizowani Hallerczycy.
Czy Polska kocha Polonię?
Historia lubi się powtarzać. W marcu 1941 roku do sąsiadującej ze znów neutralnymi Stanami Zjednoczonymi, wciąż gościnnej Kanady przybyła polska misja werbunkowa. Misja rekrutacyjna Polskich Sił Zbrojnych w USA i Kanadzie miała miejsce w latach 1941-42 i została przeprowadzona na zlecenie gen. Władysława Sikorskiego, po jego wizycie w Ameryce, gdzie był entuzjastycznie witany przez środowiska polonijne i na tej podstawie zakładał, że rekrutacja zaowocuje napływem ochotników do PSZ w Wielkiej Brytanii. Misja okazała się fiaskiem. Polonia wyciągnęła wnioski z doświadczeń Błękitnej Armii. Mimo wszystko, goryczy i bólu, poczucia moralnej krzywdy, Polonia zawsze popierała i popiera wolną i suwerenną Polskę. Przykładem tego mogą być działania Polonii w czasie stanu wojennego, starania o wejście Polski do NATO oraz działania na rzecz rozmieszczenia wojsk amerykańskich w Europie Centralnej i Wschodniej. Dziewięć milionów podpisów pod petycją popierającą wniosek miało swoja wagę.  Marginalizacja udziału Polonii w życiu politycznym i społecznym nie służy Polsce.
W Milwaukee spotkaliśmy „dwóch wspaniałych”, dla których gen. Haller był legendą. Profesor historii Kamil Dziewanowski opowiadał nam o tym, gdy jako dziecko obserwował błękitnych żołnierzy, gdy machał im biało czerwoną chorągiewką, kiedy wkraczali do Żytomierza. Major Leonard Jędrzejczak, żołnierz spod Monte Cassino, wspominał swego ojca – instruktora w obozie Niagara-on-the-Lake i swoje spotkanie z Gen. Hallerem w Londynie, gdy w 1948 roku z grupą harcerzy poszli pożegnać go przed odjazdem do Ameryki.   Dla wszystkich Hallerczycy to byli:
Wolności ptaki i Polski przednia straż. Wierniejszych dzieje nie znały, nie widział Naród nasz.”
Przeanalizowaliśmy wiele opracowań historycznych i artykułów, w których jest mowa o Błękitnej Armii. Większość z nich przemilcza ostatni etap losów ochotników z Ameryki. Nie do końca obiektywnie ocenia ich rolę i rolę polskiej emigracji (Polonii) w dziele tworzenia Niepodległej. Nie ma już świadków tej historii, pozostają jednak pokaźne archiwa amerykańskie, które pozwalają wydobyć prawdę o wielkim patriotyźmie ponad 20.000 żołnierzy i całej armii zaangażowanych cywilów, działaczy polonijnych, którzy razem z ochotnikami poświęcili się dla tworzenia wielkiej i silnej, wolnej i niepodległej Polski i którym też winniśmy zapewnić godne miejsce w naszej historycznej pamięci.
WALDEMAR BINIECKI, Fundacja Pax Polonica, Kansas, biniecki@gmail.com
KATARZYNA MURAWSKA, Fundacja Pax Polonica, Wisconsin, murakate1@yahoo.com
W artykule wykorzystano następujące źródła:
Cornebise, Alfred E. 1982. Typhus and Doughboys: The American Polish Typhus Relief Expedition, 1919-1921. - Associated University Presses, Inc.
Ruskoski, David Thomas. 2006. The Polish Army in France: Immigrants in America, World War I Volunteers in France, Defenders of the Recreated State -in Poland. - Georgia State University, Digital Archive @ GSU, Department of History.
M. B. Biskupski, "Canada and the Creation of a Polish Army, 1914–1918," Polish Review (1999) 44#3 pp 339–380
Joseph T. Hapak, "Selective service and Polish Army recruitment during World War I," Journal of American Ethnic History (1991) 10#4 pp 38–60[38]
Paul Valasek, Haller's Polish Army in France, Chicago, 2006
Walter, Jerzy 1957. Czyn zbrojny Wychodźstwa Polskiego w Ameryce- zbiór dokumentów i materiałów historycznych.”. Wydawnictwo Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej w Ameryce Nowy York, Chicago, 1957
                                                                                           





Wednesday, October 4, 2017

Powołajmy w USA rządową fundację, która pomogłaby zbudować propolski lobbing.


Powołajmy w USA rządową fundację, która pomogłaby zbudować propolski lobbing.



Od ponad roku Fundacja Pax Polonica z Kalifornii, stara się przekonać polski rząd, aby powołać organizację, która byłaby lokomotywą w promocji Polski w Stanach Zjednoczonych i pomagała organizacjom polonijnym odzyskać dawną świetność. Organizacja ta byłaby w rzeczywistości maszyną do kreacji propolskiego lobbingu w USA. Napisaliśmy wiele artykułów na ten temat, które były publikowane w 4 krajach, gdzie znajdują się duże skupiska Polonii: w USA, Kanadzie, Niemczech, Wielkiej Brytanii i oczywiście w Polsce. Pisaliśmy o wkładzie Polonii w odzyskanie przez Polskę niepodległości, o jej potencjale ekonomicznym i intelektualnym. Pokazujemy sylwetki wielkich Polaków ze Stanów Zjednoczonych, które całe swoje życie poświecili wolnej i suwerennej Polsce. Wiele z tych artykułów dotyczyło propolskiego lobbingu na świecie. W Polsce publikowaliśmy je w czołowych mediach niezależnych oraz najważniejszych mediach narodowych. W swoich prezentacjach oprócz diagnozy zawsze staraliśmy się pokazywać strategie wprowadzania tych zmian w życie. Promowaliśmy pomysł tego projektu na kilku dużych konferencjach. Nasza prezentacja znalazła się na stronie Narodowego Instytutu Studiów Strategicznych. Staraliśmy się z tym projektem dotrzeć do ministerstw i innych agend rządowych. Rząd polski co prawda takiej organizacji nie założył, ale zrobił to rząd węgierski.

 Jak zbudować lobbing w Stanach Zjednoczonych? - rozwiązanie węgierskie.
Sama Republika Węgierska liczy ok. 10 milionów mieszkańców, czyli tyle na ile szacuje się polską diasporę w USA. Diaspora węgierska w USA liczy ok 1,6 miliona Amerykanów pochodzenia węgierskiego.  Jej historia sięga roku 1849, jednak największa fala emigrantów przybyła do USA po pamiętnym 1956 roku.  Przełom w relacjach z USA, tak samo jak w naszym polskim przypadku, następuje w 1989, a po wstąpieniu Węgier do NATO rozpoczyna się poważna współpraca. Węgrzy wysyłają też swój  kontyngent wojskowy  na misję do Afganistanu.
Hungarian Iniciative Foundation powstała w 2016 roku w Waszyngtonie, a jej dyrektorem została węgierska dyplomatka Anna Smith Lacey. Misją Fundacji jest polepszenie zrozumienia i kooperacji pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Węgrami. Członkami Rady Fundacji są przedstawiciele amerykańskiej i węgierskiej dyplomacji z takimi nazwiskami jak: April Foley czy George Pataki. Fundacja koncentruje się na promowaniu węgiersko-amerykańskich organizacji starając je ożywić i zintegrować. Fundacja koncentruje się na szkoleniu młodego pokolenia liderów amerykańskich Węgrów poprzez Meridian International Center oraz pragnie wykorzystać istniejącą w Waszyngtonie infrastrukturę amerykańskich think tanków, fundacji i innych instytucji. Kolejną sferą działań jest program digitalizacji diaspory. Przede wszystkim zwiększenie aktywności diaspory w internecie, poprzez pomoc w uzyskaniu grantów na założenie stron internetowych, digitalizację archiwaliów oraz stworzenie systemu archiwum on line ludzi, którzy opuścili Węgry po II wojnie światowej. Fundacja w jasny sposób wyjaśnia zasady udzielania grantów w aspekcie prawa amerykańskiego. Najlepiej działalność te scharakteryzują liczby. Tylko w samym 2016 roku udzielono 94 grantów, przyznano 23 stypendia, wsparto 42 organizacje. Na całość działań wydano: $608,320. Sporządzono aktualną bazę danych wszystkich organizacji węgierskich w USA. Na 31 uroczystości w całych Stanach Zjednoczonych wydano: $262, 120. W system praktyk w Fundacji i innych organizacjach zaangażowano: 10 osób, których wynagrodzenie wyniosło $99,200. Na stypendia na naukę w USA dla 13 osób wydano: $101,000. Przy aktualnym stanie finansów Fundacji w kwocie $15,767,793 łączne wydatki wyniosły: $782,912. Przez ostatnie 4 miesiące funkcjonowania strony internetowej Fundacji ilość subskrybentów elektronicznej wersji wiadomości Fundacji wzrosła o 400 %, a ilość polubień strony Face Book w grudniu 2016 wynosiła 4222. Śledząc działalność diaspory węgierskiej, udało się nam także dotrzeć do węgierskich mediów anglojęzycznych. Ich ilość jak na 10 milionowe państwo jest imponująca. Oto najważniejsze z nich: Budapest Times, Budapest Panorama, Diplomat Magazine, Funzine, Trade Magazine, Best of Budapest, Budapest Business Journal, Hungary Around the Clock, Hungary News, Portfolio.
Cieszą nas dokonania naszych przyjaciół Węgrów, a jednocześnie ciśnie się na usta pytanie: dlaczego my potomkowie Chodkiewiczów, Sobieskich i innych pozostajemy za Węgrami tak daleko? Może Węgrzy jako mniejsze państwo są po prostu lepiej zorganizowani? Spróbujmy przyjrzeć się niektórym faktom, dokonać ich skromnej analizy i wskazać jakieś kierunki rozwiązania tego problemu. Otóż ostatnio zapytaliśmy kilku posłów z PiS, kto w Polsce jest odpowiedzialny za współpracę z Polonią. Większość z nich wskazała ministra Dziedziczaka z MSZ, inni wskazali marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego, jeszcze inni wskazali poselską komisję ds. łączności z Polakami i Polonią, jeszcze inni wskazali na senacką komisję ds. łączności z Polakami i Polonią, inni ministra Kwiatkowskiego z Kancelarii Prezydenta RP, wskazano też Panią senator Anders, poseł Gosiewską, ministra Maciarewicza, sekcję ds. rynku USA premiera Morawieckiego, kluby Gazety Polskiej red. Sakiewicza oraz rodziny Radia Maryja. Tak więc mamy całą długą listę różnych ośrodków władzy i wpływu, które próbują oddziaływać na rozbite i niejednorodne ośrodki polonijne i chyba ten wpływ nie idzie w jasno zdefiniowanym kierunku. Obserwując kontakty polityków z Polonią można odnieść wrażenie, że każdy z nich realizuje swoją agendę, nie do końca przejawiając zainteresowania potrzebami Polonii.
Chcielibyśmy nadmienić, że realia praktycznej komunikacji z tymi wszystkimi urzędami są zmorą wielu polonijnych działaczy. Część tych urzędów np. podaje tylko numery telefonów, które są czynne w godzinach urzędowania. Nikt nie uwzględnia różnicy czasu. A o odpisywaniu na nasze emaile można by napisać poważną pracę naukową. Od 1989 nie stworzono żadnego realnego programu współpracy z Polonią. Nie powstał, żaden ośrodek rządowy, który by taką współpracę próbował stworzyć. Nie ma żadnych aktualnych badań nad Polonią ani chociażby raportu o stanie Polonii. Spora ilość organizacji i fundacji w Polsce, po prostu pasożytuje na tej współpracy, czerpiąc publiczne pieniądze ze środków senackich i innych źródeł przeznaczonych na Polonię i dla Polaków na Kresach. Wnioski nasuwają się same.
Brak jednoznacznie określonego kierunku współpracy. Brak narzędzi w realizacji polityki polonijnej. Brak jednego polityka, który mógłby realizować tylko ten jeden problem. Brak realnej wiedzy na temat Polonii i jej możliwości w realizacji polityki państwa.


Jako jedno z dobrych rozwiązań mógłby posłużyć przykład Irlandii.
Wszyscy pewnie pamiętamy wielki bum inwestycyjny jaki miał miejsce w Irlandii. Powstało na ten temat szereg opracowań, ale żadne z nich nie skupiło się na prostym fakcie, że była to zasługa efektywnej współpracy diaspory irlandzkiej i rządu w Dublinie. Według najbardziej znanej badaczki tej diaspory-prof. Christine Kinealy na całym świecie mieszka 70 milionów osób pochodzenia irlandzkiego. Najwięcej, bo 39,285,000 mieszka w USA. Podstawowym narzędziem kooperacji jest przejrzysty i transparentny program współpracy rządu z diasporą zatytułowany: „Global Irish- Ireland’s Diaspora Policy”. Wizja tej polityki jest wyrażona w prosty sposób: “Our vision is a vibrant, diverse global Irish community, connected to Ireland and to each other (naszą misją jest pełna energii, zróżnicowana, globalna irlandzka społeczność połączona z Irlandią i samą sobą.) Pisaliśmy obszernie na ten temat w artykule pt. „Jak Republika Irlandii współpracuje ze swoją diasporą?” W Irlandii jest tylko jeden ośrodek współpracujący z irlandzką diasporą. W wywiadzie ministra do spraw diaspory Ciarán Cannona znajdujemy najważniejsze stwierdzenie: „musimy wiedzieć czego chce diaspora”. Ciarán Cannon jest jednym z czołowych polityków w Irlandii i jednym z trzech ministrów w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i Handlu. Co kilka lat program ten jest skrupulatnie modyfikowany. Irlandia ma w USA 5 konsulatów, 12 konsuli honorowych i 3 profesjonalne agencje rządowe - 2 biznesowe i 1 turystyczną, funkcjonujące w największych miastach USA. W połączeniu z organizacjami diaspory irlandzkiej to potężna maszyna napędzająca ekonomię Irlandii.

Od dłuższego już czasu Polonia zainteresowana jest pytaniem: jak zbudować Międzymorze lub Trójmorze?

Zdaniem profesora Marka Chodakiewicza: „trudnym będzie skłonienie amerykańskich polityków do wsparcia finansowego projektu Międzymorza i polskich żądań reparacji wojennych od Niemiec. Zdobycie poparcia Amerykanów wymagało by zainwestowania przez Polskę w budowę propolskiego lobby w USA i strategicznej komunikacji. Niestety Polacy nie są świadomi tych wyzwań…”.
Jeśli chcemy mówić o realizacji koncepcji Trómorza to wymaga to jasnej i przejrzystej wizji i strategii realizacji tego długofalowego planu. Stworzenia różnych platform współpracy: politycznej, militarnej, gospodarczej, naukowej, kulturalnej i turystycznej. Głównym narzędziem strategicznej komunikacji powinny być anglojęzyczne media, a przede wszystkim telewizja, która mogłyby prezentować idee Trójmorza i jego projekty. Najważniejszym elementem realizacji tych projektów są młodzi, patriotyczni i kreatywni ludzie, którzy potrafią współpracować i komunikować się w grupie.
Polonia może w tym zamierzeniu odegrać znaczacą rolę.
Możliwość budowy Międzymorza przy poparciu Stanów Zjednoczonych jest prezentem danym nam przez historię. Politycy i społeczeństwo w kraju muszą także rozumieć fakt, że Polonia wzięła w tym historycznym momencie aktywny udział głosując na „dobrą zmianę” i Donalda Trampa, który uczciwie przypomina polskim politykom, że został wybrany na prezydenta przy poparciu głosów Polonii.

Potencjał Polonii
Amerykanie polskiego pochodzenia są bogatsi niż przeciętny Amerykanin (79 tys. dol. wobec średniej 63 tys., jeśli chodzi o dochód na rodzinę) oraz są lepiej wykształceni (36 proc. wobec 28 proc. ukończyło studia). “Większość (71 proc.) deklaruje przynależność do kościoła rzymsko-katolickiego (Piast Institute. Studium „Polish Americans Today: A Survey of Modern Polonia Leadership”2013)
Zasoby finansowe Polonii amerykańskiej z danych Polsko-Słowiańskiej Unii Kredytowej mówią o średnich oszczędnościach  na 1 osobę na poziomie $17.500. A są to tylko oszczędności zróżnicowanej grupy 100.000 Polonusów z rejonu Nowego Yorku, New Jersey i Chicago. Wystarczy te kwoty szybko przemnożyć, aby uzyskać astronomiczną kwotę $1,750,000,000 Przypomnijmy, że cała polska diaspora w USA jest szacowana na 10 milionów.
Wstępne szacunki mówią, że w samych Stanach Zjednoczonych jest ponad 800 polskich naukowców na poziomie „tenure”, czyli amerykańskiej habilitacji. „Od instruktora do profesora” jest to poważna grupa ludzi, z ogromnym potencjałem intelektualnym, której nie można zmarginalizować. Polscy naukowcy pracują na setkach uniwersytetów na całym świecie i grupa ta powinna również być motorem rozwoju w Polsce i to o nich powinny zabiegać polskie uniwersytety, ośrodki badawczo-rozwojowe oraz różnego szczebla ośrodki władzy. Dokładnie tak jak robiła to II Rzeczpospolita.
Jako 20 milionowa diaspora, która stanowi 40% wszystkich Polaków na świecie, Polonia w USA to potężna siła polityczna, intelektualna, mająca ogromne wpływy w różnych dziedzinach życia społecznego. Nie można jej lekceważyć na amerykańskiej scenie politycznej. Moment zmiany władzy w USA jest dla pomysłu propolskiego lobbingu najdogodniejszy. Jeśli taka decyzja w ogóle zapadnie musi zapaść teraz.

Konkluzja
Nie jesteśmy członkami PiS-u, ani żadnej innej partii w Polsce, ale rozumiemy fakt, że obecna władza jest od 1989 jest rządem najbliższym idei naprawy Rzeczypospolitej. Apelujemy więc: Powołajmy, tak jak Węgrzy tutaj w USA, rządową fundację, która byłaby wsparciem dla budowania propolskiego lobby. Zatrudnijmy najlepszych fachowców z USA, Kanady i z Polski. Niech będzie to „Polska Team”, zespół profesjonalistów, mówiących i piszących po angielsku i po polsku, który potrafiliby zbudować taką zintegrowaną sieć polonijnych organizacji. Dokonując tej inwestycji moglibyśmy na dekady przywrócić dawne znaczenie propolskiego lobbingu w USA, a co dalej za tym idzie przyciągnąć do Polski inwestycje i finanse Polonii i Amerykanów, tak jak to zrobili Irlandczycy i inne nacje. Odsyłamy Państwa do naszej prezentacji na stronę Narodowego Instytutu Studiów Strategicznych http://niss.org.pl/jak-stworzyc-propolski-lobbing-w-ameryce/.
Waldemar Biniecki, Fundacja Pax Polonica, Kansas, biniecki@gmail.com

Katarzyna Murawska, Fundacja Pax Polonica, Wisconsin, murakate1@yahoo.com