W 2017 roku, poprzedzającym wielkie
uroczystości setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, zbiegło
się kilka ważnych historycznych dat. Polonia amerykańska w Chicago i w
Milwaukee uroczyście uczciła 200 rocznicę śmierci Tadeusza Kościuszki. Parada Pułaskiego
na 5–tej Alei, stała się jak co roku wielkim wydarzeniem. Trochę miejsca
poświęciły jej media narodowe w Polsce. 4 czerwca 1917 roku minęła 100 rocznica
podpisania przez prezydenta Francji dekretu, na mocy którego powstała we
Francji Armia. Polska, zwana później Błękitną Armią. W tym roku przypada też
150 rocznica powołania Towarzystwa Gimnastycznego SOKÓŁ. O dwóch ostatnich
rocznicach niewiele się mówiło, dlatego warto je przypomnieć przed wyjątkowym
świętem narodowym jakim jest Dzień Niepodległości, choćby z tego względu, że
wszystkie te wydarzenia wiązała idea walki o niepodległość, mają one swoje
miejsce w historii i wciąż są niedocenione.
Rola
Towarzystwa Gimnastycznego Sokół w walce o niepodległość.
Od momentu wymazania Polski z mapy świata,
każde pokolenie składało w ofierze daninę z życia najlepszych swoich synów, aby
Ojczyznę wskrzesić, aby jej byt narodowy przywrócić. Niestety, każde z
kolejnych powstań – kościuszkowskie, listopadowe, styczniowe kończyło się
upadkiem, tułaczką i emigracją, rozpamiętywaniem klęsk i snuciem planów na
najbliższą przyszłość. Po tragicznie zakończonym zrywie styczniowym, w którym
„poszli nasi w bój bez broni” nastąpiło systematyczne materialne, biologiczne i
duchowe wyniszczanie narodu polskiego, permanentne niszczenie jego bazy
materialnej, kultury, szkolnictwa i historii. W takich beznadziejnych
wydawałoby się chwilach, grupa młodych patriotów lwowskich w oparciu o europejskie
prądy filozoficzne – romantyzm i pozytywizm, stworzyła podwaliny pod nowy ruch,
który w niedalekiej przyszłości stanie się orężem w walce o tożsamość narodową
i kulturową, w walce o prawo do duchowego i fizycznego odrodzenia narodu.7
lutego 1867 roku we Lwowie narodziło się Towarzystwo Gimnastyczne SOKÓŁ.
Idea sokola wyrosła na głębię uczuć narodowych i
polskich dążeń niepodległościowych a nade wszystko umiłowania wolności i ziemi
ojczystej, zespolonej nierozerwalnie z kulturą łacińsko-chrześcijańską. SOKÓŁ
miał być tym uniwersalnym spoiwem, łączącym w czas niewoli zalety umysłu i wolę
rodaków w monolit, zdolny we właściwej chwili sięgnąć po niepodległość, a po
zdobyciu jej, umieć ją zachować. Tylko w idealnym zespoleniu myśli i czynu
można osiągnąć upragniony cel. Orzeł jako symbol narodowy nie miał w tamtym
czasie prawa istnienia. Zastąpiono go innym symbolem równie wymownym.
Dalekowzroczny sokół, w tradycji słowiańskiej był kojarzony z wolnością,
sprawnością, wytrwałością i siłą, oraz z niezawodnością ataku. Początkowo
oddziały SOKOŁA skupiały się wokół Lwowa i w Galicji. Później były wszędzie
tam, gdzie byli Polacy: w Niemczech, Rosji, Rumunii, Francji, Belgii, Holandii,
Ameryce Północnej i Południowej a nawet w Tyflisie, na Kaukazie i w Charbinie w
prowincji chińskiej.
Rycerski etos SOKOŁA rodził się wraz z jego symbolami,
oznakami, hasłami i wymogami natury etycznej. Myślą przewodnią ruchu
sokolskiego było hasło wywodzące się z tradycji helleńskiej: odnoszące się do
harmonijnego rozwoju fizycznego i duchowego, „w zdrowym ciele zdrowy duch”, ale
obok tego funkcjonowało też patriotyczne zawołanie: „CZOŁEM OJCZYŹNIE, SZPONEM WROGOWI. Gniazda- placówki ruchu sokolskiego, za
swoich patronów obierały sławnych Polaków – żołnierzy. Bez wątpienia pierwszym
wśród nich był naczelnik Tadeusz Kościuszko. Do wielu cnót, obowiązujących w
SOKOLE, takich jak: uczciwość, punktualność, odpowiedzialność, wytrwałość,
obowiązkowość i odwaga, należało też braterstwo stawiające w karnym, wojskowym
szyku sokolich druhów, niezależnie od ich statusu społecznego i majątkowego.
Pod sokolim sztandarem, w jednym szeregu zgodnie stawali przedstawiciele
inteligencji, rzemieślnicy, arystokraci, robotnicy, oświeceni mieszczanie i
włościanie. Z ruchu sokolskiego wywodzi się też polski skauting, czyli
harcerstwo.
Mało znany jest naszym rodakom udział SOKOŁA w walkach
o niepodległość kraju. Więcej słów napisano o jego działalności
gimnastyczno-sportowej przyjmując oficjalnie datę rejestracji SOKOŁA za
początek rozwoju sportu w Polsce. Ta słuszna decyzja nie zmienia faktu, że dla
działaczy tego ruchu rozwój fizyczny był tylko jednym z wielu, nieodzownych
elementów dla osiągnięcia celu ostatecznego. Tym wielkim celem było
zmartwychwstanie Polski!
W tej ogromnej, pracy organicznej brało udział wiele
tysięcy szlachetnych Polaków, mistrzów słowa i pędzla, muzyków, lekarzy,
dziennikarzy i wydawców, przedsiębiorców i bankierów. A byli wśród nich: Maria Konopnicka, Henryk
Sienkiewicz, Wacław Gąsiorowski, wielki przywódca Sokoła w Stanach
Zjednoczonych dr. Teofil Starzyński, wydawca Dziennika Związkowego Jan Smulski,
współtwórca Panoramy Racławickiej Jan Styka i najbardziej zasłużony dla sprawy
niepodległości Ignacy Jan Paderewski. Niewielu z nas dziś pamięta, a z
najmłodszego pokolenia wie, że to właśnie dla braci sokolej, na obchody
500-lecia bitwy pod Grunwaldem Maria Konopnicka napisała słowa „Roty”, a na
zamówienie władz sokolego związku Feliks Nowowiejski skomponował do nich
muzykę. Pieśni tej uczono we wszystkich sokolich gniazdach, w kraju i na
obczyźnie, tam, gdzie w niestrudzonym locie dotarł SOKÓŁ, by zagarnąć pod swe
skrzydła nowe rzesze Polaków. Swoją siłę SOKÓŁ pokazał na Zlocie we Lwowie w
1913 roku. Wtedy 8.000 młodych chłopców i dziewcząt, na manewrach, które
prowadził komendant polowych drużyn sam Józef Haller, zademonstrowało swoje
wyszkolenie bojowe.
W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych
dziewiętnastego wieku, wśród wychodźstwa polskiego w Stanach Zjednoczonych,
rodzi się świadomość wartości wspólnego działania, Powstają organizacje i różne
towarzystwa, wśród których na szczególną uwagę zasługują: Zjednoczenie Polskie
Rzymsko Katolickie –powstałe w 1873 roku, Związek Narodowy Polski – 1880,
Związek Sokołów Polskich w Ameryce -1891, Związek Polek w Ameryce -1895.
Wszystkie te organizacje miały w swoich założeniach dążenie do zdobycia
niepodległości i wolności Polski drogą pomocy materialnej i drogą walki
orężnej. Myśl tę wypowiedział głośno prezes Związku Narodowego Polskiego Marian
Stęczyński na Kongresie w Waszyngtonie, w maju 1910 roku. Została ona zapisana
w formie wniosku i uchwalona jednomyślnie w takim brzmieniu:
„MY
POLACY MAMY PRAWO DO BYTU SAMODZIELNEGO NARODOWEGO I UWAŻAMY ZA SWÓJ ŚWIĘTY
OBOWIĄZEK DĄŻYĆ DO OSIĄGNIĘCIA NIEPODLEGŁOŚCI POLITYCZNEJ NASZEJ OJCZYZNY”
Podobne nastroje zaprezentował w lipcu Zjazd
Grunwaldzki w Krakowie. Wszyscy Polacy byli przekonani, że zbliża się chwila, w
której zaborcy staną do walki przeciwko sobie i wtedy trzeba wykorzystać
sytuację i wybić się na niepodległość. W kraju, ale również wśród Polonii na
całym świecie, a szczególnie amerykańskiej, która miała największą możliwość swobodnego
działania, rozpoczęto przygotowania do tego momentu. Gromadzono fundusze i
przygotowywano się do działań zbrojnych. Szczególną rolę w tych przygotowaniach
odegrał SOKÓŁ, który już wcześniej prowadził tajne szkolenia wojskowe.
Gdy wybuchła wojna państwa zaborcze przymusowo
wcielały do armii Polaków, a front walki przetaczał się przez ziemie polskie.
Groziło to biologicznym i duchowym wyniszczeniem narodu. Wszystkie organizacje
polonijne już w pierwszych tygodniach po wybuchu wojny wspólnie powołały Polski
Centralny Komitet Ratunkowy, którego celem była pomoc materialna Polakom pod
zaborami i przygotowanie się do czynu zbrojnego. Ten drugi szczytny cel
zakładał stworzenie armii polskiej. Oczywistym było, że najlepszą do tego bazą
realną były sokolnie, ale potrzebna też była kadra instruktorów, sprzęt i
obozy, w których można by było prowadzić szkolenia. Wymagało to patriotycznego
zaangażowania, materialnej ofiarności i zręcznej pracy dyplomatycznej, gdyż
prawo Stanów Zjednoczonych nie pozwalało na tworzenie na swoich terenach obcej
armii. Na terenach polskich Sokoły w większości poszły za swoim wodzem Józefem
Hallerem tworząc II Brygadę Legionową, która chwalebnie zapisała swój szlak
bojowy na wschodzie.
Przywódcy polscy nie zawsze byli zgodni co do kształtu
i sposobu tworzenia niepodległej ojczyzny, a i propaganda państw zaborczych
doskonale wywoływała zamęt i skłócała Polaków. Sokolstwo Polskie w Ameryce
trzeźwo oceniało, że należy być do czynu zbrojnego przygotowanym. Sytuacja
stała się bardziej klarowna, gdy 22 stycznia 1917 roku Prezydent Stanów
Zjednoczonych po spotkaniach z lobby polonijnym oświadczył przed Senatem (…)
” Mam zupełną pewność, że wszyscy mężowie
stanu przyznali, iż powinna być Zjednoczona Niepodległa i Autonomiczna Polska…”
Tworzenie
Błękitnej Armii.
Kierunek
polityczny był prosty – Polacy powinni współdziałać z Ententą. Po wielu audiencjach u przedstawicieli
rządów, szczególne nadzieje pokładano w rządzie kanadyjskim, który zgodził się
przyjąć do szkoły oficerskiej w Toronto grupę Sokołów. Pierwszego stycznia 1917
roku w tajemnicy przybyło do Toronto 23 kandydatów na oficerów. 21 maja tegoż
roku 17 z nich otrzymało stopnie oficerskie. Pięciu najzdolniejszych zostało
instruktorami w Szkole Podchorążych w Cambridge Springs. Był to wyłom w sprawie
tworzenia armii polskiej. Już 19 marca 1917 roku Cambridge Springs, w
Pensylwanii, w miejsce prowadzonych od 1914 roku dwumiesięcznych kursów
paramilitarnych, powołano Szkołę Podchorążych, która przygotowywała kadry
podoficerskie i oficerów dla polskiej armii. Szkolenie stało na wysokim
poziomie. Uczyli najlepsi fachowcy, wykształceni w szkole oficerskiej w
Toronto, w Kanadzie. W dniach 1-4 kwietnia 1917 roku w Pittsburghu odbył się
Nadzwyczajny Zjazd Związku Sokołów, na którym przemawiał I.J. Paderewski. W tym
czasie Stany Zjednoczone były już zaangażowane w wojnę przeciwko Niemcom.
Honorowy Sokół - Mistrz Paderewski podjął w swoim przemówieniu myśl
zorganizowania 100.000 armii polskiej i nadania jej miana „Kościuszko Army”.
Mimo zaciętej krytyki „niefortunnego i śmiesznego pomysłu artysty,
nie rozumiejącego zupełnie zasady państwowości”, marzenia o polskiej
armii staną się rzeczywistością. 4 czerwca 1917 roku prezydent Francji Raymond
Poincare wydał dekret o utworzeniu autonomicznej Armii Polskiej we
Francji. Początkowo jej szeregi zasilali
jeńcy z armii austriackiej i ochotnicy z Polonii Francuskiej Na naczelnego jej
dowódcę mianowano generała Louisa Archinarda. Francja zgodziła się umundurować i
wyposażyć polskich żołnierzy. Otrzymali w przydziale jasno niebieskie
umundurowanie i z tego względu nazywano ich „Błękitna Armią”.
Tworzenie
zrębów polskiej państwowości.
15 sierpnia w Lozannie Roman Dmowski zakłada Komitet
Narodowy Polski, którego celem
była odbudowa państwa polskiego przy pomocy państw Ententy. KNP był uznany
przez rządy Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch i Stanów Zjednoczonych za
namiastkę rządu odradzającego się państwa polskiego i przedstawicielstwo
interesów Polski. KNP prowadził politykę zagraniczną i organizował Armię Polską we Francji. Przy Komitecie powstała też
specjalna Misja Wojskowa, która miała uzgadniać z rządami Ententy warunki
prawne, na których miała działać Błękitna Armia. Z Komitetem ściśle
współpracowała Polonia amerykańska. Lobbowano na rzecz niepodległości w rządzie
Stanów Zjednoczonych, gromadzono fundusze i wzmożono szkolenia wojskowe.
Wkrótce
ruszyła akcja rekrutacyjna do polskiej armii. Wszędzie tam, gdzie były większe
skupiska polonijne, szczególnie w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, pojawiały
się płomienne apele:
DO
SZEREGÓW! DO BRONI! DO WALKI!
CHWYTAJCIE ZA BROŃ! WALCZCIE O
WOLNOŚĆ POLSKI!
Związek
Sokołów w Ameryce zwołał Nadzwyczajny Zlot, na który przybył przedstawiciel
Misji Wojskowej z Francji, znany pisarz, porucznik Wacław Gąsiorowski. Po jego
płomiennych patriotycznych przemówieniach wyłoniono sokole komisje wojskowe,
które miały zająć się organizacją rekrutacji. Komisje te opracowały szczegółowe
wskazówki postępowania dla ochotników zgłaszających się do wojska. Wyznaczyły
12 Okręgowych Centr Rekrutacyjnych. Centrum nr 1 było w Milwaukee w Wisconsin,
Centrum nr.2 w Chicago, kolejne w Nowym Yorku, Bostonie i innych większych
ośrodkach polonijnych. Prace organizacyjne, dzięki wielkiemu zaangażowaniu
Misji i wolontariuszy, szły bardzo sprawnie. Stany Zjednoczone zgodziły się na
rekrutację, a Kanada udzieliła miejsca na obóz zborny w przygranicznej miejscowości
Niagara on the Lake. Szybko zaczęli
napływać ochotnicy. Z Chicago i Milwaukee dwa pierwsze transporty wysłano do
obozu już 9 i 15 października - 320 rekrutów, 29 października 244 i 3 listopada
436 rekrutów.
4 listopada
po uroczystej mszy świętej, poświęcono Obóz i zatknięto nad nim sztandar z
Białym Orłem. Potem odbyła się defilada, w której przemaszerowały kolumny przyszłej
Armii Polskiej salutując sztandar. Sprawozdawca „Dziennika Związkowego” tak
opisuje tamte chwile: „Nastrój był uroczysty i poważny, kiedy te
kolumny maszerowały przed nami, każdy zdawał sobie sprawę, że to historyczny
moment w życiu narodu polskiego”. 21 listopada Obóz odwiedził Mistrz
Paderewski i wygłosił krótkie przemówienie, które zakończył słowami;”
Szczęśliwy
jestem, że widzę Was w tym szeregu, bo widzę w tym zapowiedź polskiego
zwycięstwa. Ojczyzna żąda od Was wielkich ofiar, ale czeka Was wielka nagroda,
bo od Waszego męstwa zależy wolność i niepodległość Zjednoczonej Polski. Idźcie
z wiarą w zwycięstwo, a Bóg najwyższy niech wam szczęści i błogosławi.”
Ochotnicy z Ameryki
Przebieg rekrutacji w pierwszych dniach miał charakter
bardzo entuzjastyczny, żeby nie powiedzieć gwałtowny. Zaciągali
się nawet potomkowie przybyłych do Ameryki Polaków. Niektórym nigdy wcześniej
nie dane było poznać kraju ojców.
Zaledwie po
dwóch tygodniach obóz ćwiczebny w Niagara on the Lake był przepełniony do tego
stopnia, że komisja chwilowo wstrzymała wyjazdy ochotników. W listopadzie
stacjonowało w obozie, przewidzianym na 500 – 600 żołnierzy, blisko 3000.
Zbliżała się zima i warunki klimatyczne raczej nie sprzyjały zamieszkaniu w
namiotach. Zorganizowane legiony Polek uruchamiały szwalnie, aby zaopatrywać
ochotników w ciepłą odzież, swetry, szaliki, skarpety i rękawice. Patronowała
temu przedsięwzięciu żona Mistrza -Helena Paderewska. Po długich staraniach
Komisji rząd amerykański udostępnił na potrzeby polskie po drugiej stronie granicy
Fort Niagara. Rozwiązało to chwilowo problemy lokalizacji i rekrutacja mogła
być kontynuowana.
28 grudnia
1917 pierwsze transporty ochotników ze Stanów Zjednoczonych docierały do
Francji, do Armii Polskiej. Na kolejne w obozach ćwiczebnych czekało tysiące
ochotników, a akcja werbunkowa, dzięki zaangażowaniu artystów i prasy polskiej
zataczała coraz szersze kręgi. W akcji propagandowej szczególnie zasłynął
artysta grafik Władysław Benda. Jego plakaty znali wszyscy, a dziś on sam jest
z nimi utożsamiany. Ostatecznie rekrutacja została zakończona w lutym 1919
roku. 11 marca ostatni polscy ochotnicy opuścili obóz w Niagara-on-the-Lake. Z
dokładnego raportu komendanta obozu pułkownika Le Pan’a dowiadujemy się, że: do
Francji wyjechało 20.720 żołnierzy. Z
powodu słabego zdrowia zwolniono 1004, z powodu konieczności utrzymywania
rodziny
zwolniono 129,
z różnych innych powodów odesłano 91, w obozie zmarło 41(hiszpanka). Było też 212
dezerterów i pięciu „niepożądanych”.
W skupiskach
polonijnych trwała rekrutacja, a w Paryżu Komitet Narodowy dbał, aby formowana
armia była naprawdę polska, z polskim orzełkiem, polską komendą i polskim
dowódcą. W rocznicę istnienia, Błękitna Armia otrzymała sztandary od miast
francuskich: Paryża, Nancy, Belfort i Verdun, a żołnierze wypowiadali słowa
przysięgi;
” Przysięgam przed Panem Bogiem Wszechmogącym
w Trójcy jedynym, na wierność Ojczyźnie mojej Polsce jednej i niepodzielnej; przysięgam,
iż gotów jestem życie oddać za świętą sprawę jej zjednoczenia i wyzwolenia,
bronić sztandaru mego do ostatniej kropli krwi, dochować karności i
posłuszeństwa mojej zwierzchności wojskowej, a całem postępowaniem mojem strzec
honoru żołnierza polskiego. Tak mi dopomóż Bóg.”
W
uroczystościach brał udział Roman Dmowski i francuscy dowódcy wojskowi. Po
uroczystościach żołnierze poszli w transzeje, a potem wzięli udział w walkach,
w których padli pierwsi zabici szeregowcy i oficerowie. Pierwsza lista obejmuje
108 nazwisk. Ilu zginęło zanim takie listy zaczęto sporządzać, nie wiadomo.
Radość, entuzjazm i nadzieja po raz pierwszy stanęły naprzeciwko ze śmiercią. W
tym samym czasie w kołach przywódców politycznych toczyły się spory o kształt i
formy działania na rzecz Niepodległej.
13 lipca 1918 r. po odmowie przysięgi na wierność Austrii, po dziesięciodniowej odysei przez Karelię i Murmańsk, dotarł do Paryża owiany legendą przywódca sokolstwa polskiego w Polsce, dowódca II Brygady Legionów generał Józef Haller. Od razu włączył się w prace Komitetu Narodowego Polskiego, który najpierw powierzył mu przewodnictwo nad Misją Wojskową, a 4 października 1918 r. po zabiegach dyplomatycznych w dowództwie i rządzie francuskim, powierzył mu formalnie dowództwo nad formującą się Armią Polską. Siła bojowa tej armii w tamtym momencie stanowiła dywizję, około 10.000 żołnierzy. Gdy Błękitna Armia wyjeżdżała do Polski liczyła około 70.000 żołnierzy, w tym byłych jeńców wojennych z armii austro-węgierskiej około 35 000, z Polonii z Ameryki około 22 000 (w tym 1000 z Milwaukee i 3000 z Chicago). 9 października generał Józef Haller, obejmując dowództwo, złożył przysięgę na sztandar na wierność Polsce. Dywizja do walk na froncie zachodnim wejść nie zdążyła, gdyż dla świata wojna skończyła się 11 listopada. Dla Polski trwała nadal. Trzeba było siłą ustalać granice państwowe zarówno na wschodzie jak i na zachodzie. Armia Polska była potrzebna Polsce, pożądana i oczekiwana. Tymczasem Francja przeorganizowywała swoje oddziały i chętnie pozbywała się „sprzymierzeńców” ze swojego terenu. Pomagała wyekspediować polskie wojsko do Polski. Trudności sprawiał transport i trasa przejazdu przez Niemcy.
13 lipca 1918 r. po odmowie przysięgi na wierność Austrii, po dziesięciodniowej odysei przez Karelię i Murmańsk, dotarł do Paryża owiany legendą przywódca sokolstwa polskiego w Polsce, dowódca II Brygady Legionów generał Józef Haller. Od razu włączył się w prace Komitetu Narodowego Polskiego, który najpierw powierzył mu przewodnictwo nad Misją Wojskową, a 4 października 1918 r. po zabiegach dyplomatycznych w dowództwie i rządzie francuskim, powierzył mu formalnie dowództwo nad formującą się Armią Polską. Siła bojowa tej armii w tamtym momencie stanowiła dywizję, około 10.000 żołnierzy. Gdy Błękitna Armia wyjeżdżała do Polski liczyła około 70.000 żołnierzy, w tym byłych jeńców wojennych z armii austro-węgierskiej około 35 000, z Polonii z Ameryki około 22 000 (w tym 1000 z Milwaukee i 3000 z Chicago). 9 października generał Józef Haller, obejmując dowództwo, złożył przysięgę na sztandar na wierność Polsce. Dywizja do walk na froncie zachodnim wejść nie zdążyła, gdyż dla świata wojna skończyła się 11 listopada. Dla Polski trwała nadal. Trzeba było siłą ustalać granice państwowe zarówno na wschodzie jak i na zachodzie. Armia Polska była potrzebna Polsce, pożądana i oczekiwana. Tymczasem Francja przeorganizowywała swoje oddziały i chętnie pozbywała się „sprzymierzeńców” ze swojego terenu. Pomagała wyekspediować polskie wojsko do Polski. Trudności sprawiał transport i trasa przejazdu przez Niemcy.
Powrót do Polski
Ostatecznie 4 kwietnia 1919 roku podpisano w
SPA porozumienie między rządem Francji i Niemiec, wyznaczono linie tranzytowe,
gen. Haller wydał odpowiednie rozkazy i zaczęła się ewakuacja Błękitnej Armii
do Polski. Rozkaz powrotu z 15 kwietnia 1919 roku brzmiał:
„Nastąpiła
upragniona chwila wymarszu Armii Polskiej z ziemi włoskiej, francuskiej i
amerykańskiej do Polski. Tak jak lata temu sto, wracamy dziś do Polski,
szczęśliwsi niż tamci…Jadą do kraju Dywizje Polskie, stworzone na obcych
ziemiach wysiłkiem całego narodu polskiego, a zwłaszcza dzięki dzielności i
tężyźnie jego wychodźtwa w obu Amerykach, Północnej i Południowej; dzięki
wytrwałej pracy polskich mężów stanu jak oto: Ignacego Paderewskiego i Romana
Dmowskiego, dzięki orężnemu czynowi Naczelnika Rzeczypospolitej Polskiej Józefa
Piłsudskiego”.
Sprzęt z
niewielką ilością ochrony jechał w zaplombowanych wagonach, żołnierze,
zaopatrzeni w prowiant na 8 dni, w osobnych wagonach. Pierwszy transport
wyruszył 16 kwietnia. Ostatni z 383 pociągów przybył na ziemie polskie w
połowie czerwca. Oczywiście podczas przejazdu nie obyło się bez szykan i
trudności na terytorium Niemiec, ale ludność polska witała błękitnych żołnierzy
„czym chata bogata” kwiatami, wielkanocnym śniadaniem i radością. Było to
przecież prawdziwe pierwsze polskie wojsko od czasów powstania listopadowego.
Generał Haller przybył do Warszawy 21 kwietnia 1919 r. Witany był jak bohater narodowy, a magistrat nadał mu tytuł honorowego obywatela miasta.
Błękitna Armia była, jak na tamte czasy, bardzo dobrze wyposażona i wyszkolona. Posiadała 120 czołgów, 98 samolotów, wojska inżynieryjne, instruktorów, kawalerię, artylerię, wojska łączności, 7 szpitali polowych i bardzo wysokie morale żołnierzy. Już w maju skierowana została na front wschodni, front walk polsko- ukraińskich, największego zagrożenia ze strony Rosji Sowieckiej. Generał Haller walczył o te same polskie miasta, o które walczył jako dowódca II Brygady Legionowej. Przez Galicję Wschodnią i Wołyń dotarł ze swoimi „Błękitnymi “na linię rzeki Zbrucz. Stawiał czoła okrutnym oddziałom konnicy Siemiona Budionnego.
Generał Haller przybył do Warszawy 21 kwietnia 1919 r. Witany był jak bohater narodowy, a magistrat nadał mu tytuł honorowego obywatela miasta.
Błękitna Armia była, jak na tamte czasy, bardzo dobrze wyposażona i wyszkolona. Posiadała 120 czołgów, 98 samolotów, wojska inżynieryjne, instruktorów, kawalerię, artylerię, wojska łączności, 7 szpitali polowych i bardzo wysokie morale żołnierzy. Już w maju skierowana została na front wschodni, front walk polsko- ukraińskich, największego zagrożenia ze strony Rosji Sowieckiej. Generał Haller walczył o te same polskie miasta, o które walczył jako dowódca II Brygady Legionowej. Przez Galicję Wschodnią i Wołyń dotarł ze swoimi „Błękitnymi “na linię rzeki Zbrucz. Stawiał czoła okrutnym oddziałom konnicy Siemiona Budionnego.
Błękitna Armia a Polityka.
Mimo strategicznych
sukcesów, a może właśnie z ich powodu, Generał nie znalazł uznania u Naczelnika
Państwa. Do końca pozostawał w opozycji do obozu rządzącego. W czerwcu 1919
roku został odwołany jako dowódca Błękitnej Armii i skierowany na pogranicze
polsko-niemieckie w celu objęcia dowództwa nad Frontem Południowo-Zachodnim.
Pod inną, ciągle zmieniająca się komendą, Hallerczycy czuli się porzuceni i
zawiedzeni. Wiele żalu można wyczytać w sprawozdaniach frontowych ppłk Tadeusza
Kurcjusza, ochotnika polskiego z Ameryki, szefa sztabu 13 dywizji. Sprawozdania
dotyczą okresu od stycznia do czerwca 1920 roku. Dywizja stopniowo spychana
była do roli drugorzędnej. Kończąc wspomnienia ppłk Kurcjusz z goryczą pisze: „W
tym czasie przybył do Kordylewki nowy dowódca Dywizji płk Paulik. Z jego
przybyciem nie nastały żadne zmiany w sposobie dowodzenia. W dalszym ciągu
pozostawiał sztabowi wolną rękę w wystawianiu rozkazów w jego imieniu. (…) W
dalszym ciągu troska o prowadzenie działań spada całkowicie na mnie i nieraz
bywało mi nad wyraz ciężko pobierać decyzje samodzielnie, nie wierząc, ani nie
znając swego dowódcy i jego myśli manewru. (…) Cel strategiczny wyprawy
zniknął, pozostał cel polityczny”.
1 września 1920 roku Błękitna Armia została całkowicie rozformowana.
Poszczególne formacje weszły w skład innych krajowych jednostek wojskowych.
Ochotnicy ze Stanów Zjednoczonych zostali zdemobilizowani, co wywołało irytację
Polonii Amerykańskiej. Liczbę zdemobilizowanych Hallerczyków oceniano w lutym
1920 roku na 10.000 do 12.000. Sytuacja zdemobilizowanych żołnierzy Błękitnej Armii
była bardzo zła. Sprawę dyskutowano na najwyższych szczeblach amerykańskich
władz. Zajął się nią Julius Kahn kongresmen z Kalifornii i kongresmen Kleczka z
Milwaukee Wisconsin. Sprawa powrotu zdemobilizowanych ochotników poruszona
została w Izbie Reprezentantów już na początku 1920 roku. Izba upoważniła
sekretarza wojny Bakera do przewiezienia na amerykańskich transportowcach
zdemobilizowanych Hallerczyków- również obywateli amerykańskich. Miały to być okręty
dowożące zaopatrzenie dla żołnierzy amerykańskich stacjonujące w okupowanej
Nadrenii. Zdemobilizowani w różnym czasie żołnierze oczekiwali na transport w
przepełnionych w obozach w Skierniewicach i Grupie koło Grudziądza. Pierwszy
statek, na który zdemobilizowani Hallerczycy czekali, wpłynął do portu
gdańskiego 19 marca 1920 roku. Był to transportowiec USAT ANTIGONE.
Zaokrętowano na niego 28 marca 1168weteranów. Przed odpłynięciem służby
sanitarne Amerykańskiego Czerwonego Krzyża dokonały przeglądu zdrowia i starannie
odwszyły weteranów. Następnym transportem POCAHONTAS zabrano 1705 weteranów.
Oba transporty dotarły do Nowego Yorku pod koniec kwietnia 1920 roku. Siódmy
transport dotarł 12 sierpnia tegoż roku. Ostatni 16 lutego 1921 roku.
Obserwatorzy z Amerykańskiego Czerwonego Krzyża raportowali potem, że Polska
swoich obrońców oddawała w bardzo złym stanie fizycznym i psychicznym,
wychudzonych, wygłodniałych, zawszonych, bez pieniędzy, bez bielizny. Nim pierwszy
statek dotarł do Antwerpii, wśród żołnierzy zanotowano pierwsze przypadki
tyfusu. Przybycie transportu Hallerczyków do USA wprawiło władze amerykańskie w
niemałą konsternację, ponieważ karty identyfikacyjne weteranów okazały się
bezwartościowe, gdyż nie zawierały ani fotografii, ani odcisków palców.
Istniała wielka obawa, że wśród wracających mogą się znaleźć bolszewiccy
agenci. Wywiad brytyjski informował swoich sprzymierzeńców, że niektórzy
Hallerczycy przed opuszczeniem Gdańska otrzymywali propozycje sprzedaży swoich
dokumentów za sumę1000$, ogromną jak na owe czasy. Nie udało się jednak
zidentyfikować żadnego szpiega. Łącznie do Stanów wróciło 12.546 Hallerczyków.
Powracającym trzeba było zapewnić jakieś miejsce postoju zanim rozjadą się do
domów. Taką kwaterą dla powracających był wojskowy obóz w Camp Dix w stanie New
Jersey. Poselstwo Polskie po rozmowach dyplomatycznych z przedstawicielem
Polonii Janem Smulskim zgodziło się sfinansować koszty pobytu w obozie, bilet
kolejowy do miejsca zamieszkania i wypłacić każdemu szeregowemu po 10$ a
oficerowi 20$ jednorazowego zasiłku. Wydział Narodowy Polski (fundusz Polonii)
wypłacił każdemu szeregowemu 15$, a oficerowi 30$ zasiłku. Miało to wystarczyć
weteranom na pierwsze wydatki. Roman Dmowski w liście do Jana Smulskiego
datowanym na 12 października 1920 roku i publikowanym w „Dzienniku Związkowym”
dziękował za wkład Polonii w dzieło odzyskiwania Niepodległości. Poza wyrazami
uznania i odznaczeniem ich Krzyżem Ochotników z Ameryki, weterani pozostawieni
byli sami sobie. Wielu z nich było inwalidami lub straciło część zdrowia. Sami
zaczęli organizować pomoc dla potrzebujących kolegów. W maju 1921 roku powołali
do życia SWAP – Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej w Ameryce. Jej
pierwszym prezesem został płk dr Teofil Starzyński, prezes Związku Sokoła
Polskiego w Ameryce. Niestrudzony organizator- akcji rekrutacyjnej, wierny
przysiędze sokolej, poszedł ze swoimi druhami na front w charakterze lekarza.
Lista takich jak on jest długa. Fundusz SWAP-u sumą 10.000$, w 1926 roku wsparł
najwspanialszy z Sokołów I.J. Paderewski. To dzięki takim jak ONI zaistniała
potężna Błękitna Armia.
W
październiku 1919 r. Generałowi Hallerowi powierzono dowództwo Frontu
Pomorskiego, utworzonego w celu pokojowego i planowego zajęcia Pomorza,
przyznanego Polsce na mocy ustaleń Traktatu Wersalskiego. Zgodnie z planem
przejmowanie ziem pomorskich rozpoczęło się 18 stycznia 1920 r. 10 lutego 1920
r. generał Haller wraz z ministrem spraw wewnętrznych Stanisławem
Wojciechowskim oraz nową administracją Województwa Pomorskiego przybył do
Pucka, gdzie dokonał symbolicznych zaślubin Polski z Bałtykiem. Była to piękna,
choć tylko symboliczna akcja. Latem 1920 roku nastąpiło nowe zagrożenie ze
wschodu. Gen. Haller otrzymał funkcję Generalnego Inspektora Armii Ochotniczej,
przy organizowaniu której położył duże zasługi. Ze strategicznego punktu
widzenia, trudno zrozumieć, dlaczego rozwiązano doskonale wyposażoną armię, aby
za chwilę w jej miejsce powoływać armię ochotników. Gen. Haller powoli był
odsuwany od spraw wojskowych, aż po zamachu majowym zupełnie wycofał się z
życia publicznego.
Błękitna
Armia i gra polityczna wokół niej jest w polskiej historiografii zupełnie
przemilczana. Faktem jest, że Armia Hallera była najlepiej wyszkoloną i
najlepiej uzbrojoną jednostką taktyczną polskich wojsk i reprezentowała bardzo
wysokie morale i zdolności bojowe. Jako całość pod komendą gen. Hallera mogła
stanowić poważne zagrożenie dla tworzącej się legendy Marszałka Piłsudskiego. W
1919 roku zaczął on systematycznie wymieniać kadrę dowódczą „błękitnych” na
swoją, legionową. Zdemobilizowanie ochotników ze Stanów Zjednoczonych, najlepszej
części tej armii, w obliczu zagrożenia ze strony wojsk sowieckich było czymś
zdumiewającym. Nie budziło natomiast zdumienia to, że gdy w czerwcu 1920 roku w
obliczu zagrożenia bolszewickiego zaczęto organizować ochotniczą armię, masowo
napływali do niej zdemobilizowani Hallerczycy.
Czy Polska kocha Polonię?
Historia
lubi się powtarzać. W marcu 1941 roku do sąsiadującej ze znów neutralnymi
Stanami Zjednoczonymi, wciąż gościnnej Kanady przybyła polska misja werbunkowa.
Misja rekrutacyjna Polskich Sił Zbrojnych w USA i Kanadzie miała miejsce w
latach 1941-42 i została przeprowadzona na zlecenie gen. Władysława
Sikorskiego, po jego wizycie w Ameryce, gdzie był entuzjastycznie witany przez środowiska
polonijne i na tej podstawie zakładał, że rekrutacja zaowocuje napływem
ochotników do PSZ w Wielkiej Brytanii. Misja okazała się fiaskiem. Polonia wyciągnęła
wnioski z doświadczeń Błękitnej Armii. Mimo wszystko, goryczy i bólu, poczucia
moralnej krzywdy, Polonia zawsze popierała i popiera wolną i suwerenną Polskę.
Przykładem tego mogą być działania Polonii w czasie stanu wojennego, starania o
wejście Polski do NATO oraz działania na rzecz rozmieszczenia wojsk
amerykańskich w Europie Centralnej i Wschodniej. Dziewięć milionów podpisów pod
petycją popierającą wniosek miało swoja wagę. Marginalizacja udziału Polonii w życiu
politycznym i społecznym nie służy Polsce.
W Milwaukee
spotkaliśmy „dwóch wspaniałych”, dla których gen. Haller był legendą. Profesor
historii Kamil Dziewanowski opowiadał nam o tym, gdy jako dziecko obserwował
błękitnych żołnierzy, gdy machał im biało czerwoną chorągiewką, kiedy wkraczali
do Żytomierza. Major Leonard Jędrzejczak, żołnierz spod Monte Cassino, wspominał
swego ojca – instruktora w obozie Niagara-on-the-Lake i swoje spotkanie z Gen.
Hallerem w Londynie, gdy w 1948 roku z grupą harcerzy poszli pożegnać go przed
odjazdem do Ameryki. Dla wszystkich
Hallerczycy to byli:
„Wolności ptaki
i Polski przednia straż. Wierniejszych dzieje nie znały, nie widział Naród
nasz.”
Przeanalizowaliśmy
wiele opracowań historycznych i artykułów, w których jest mowa o Błękitnej
Armii. Większość z nich przemilcza ostatni etap losów ochotników z Ameryki. Nie
do końca obiektywnie ocenia ich rolę i rolę polskiej emigracji (Polonii) w
dziele tworzenia Niepodległej. Nie ma już świadków tej historii, pozostają
jednak pokaźne archiwa amerykańskie, które pozwalają wydobyć prawdę o wielkim
patriotyźmie ponad 20.000 żołnierzy i całej armii zaangażowanych cywilów,
działaczy polonijnych, którzy razem z ochotnikami poświęcili się dla tworzenia wielkiej i silnej,
wolnej i niepodległej Polski i którym też winniśmy zapewnić godne miejsce w
naszej historycznej pamięci.
WALDEMAR BINIECKI, Fundacja Pax
Polonica, Kansas, biniecki@gmail.com
KATARZYNA MURAWSKA, Fundacja Pax
Polonica, Wisconsin, murakate1@yahoo.com
W artykule wykorzystano następujące
źródła:
Cornebise, Alfred E. 1982. Typhus
and Doughboys: The American Polish Typhus Relief Expedition, 1919-1921. -
Associated University Presses, Inc.
Ruskoski, David Thomas. 2006. The
Polish Army in France: Immigrants in America, World War I Volunteers in France,
Defenders of the Recreated State -in Poland. - Georgia State University,
Digital Archive @ GSU, Department of History.
M. B. Biskupski, "Canada and
the Creation of a Polish Army, 1914–1918," Polish Review (1999) 44#3 pp
339–380
Joseph T. Hapak, "Selective
service and Polish Army recruitment during World War I," Journal of
American Ethnic History (1991) 10#4 pp 38–60[38]
Paul Valasek, Haller's Polish Army
in France, Chicago, 2006
Walter, Jerzy 1957. Czyn zbrojny
Wychodźstwa Polskiego w Ameryce- zbiór dokumentów i materiałów historycznych.”.
Wydawnictwo Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej w Ameryce Nowy York,
Chicago, 1957
No comments:
Post a Comment