Polonia amerykańska musi rozwiązać swoje
problemy samodzielnie.
Artykuł na portalu Tysol i mediach polonijnych.
W Polsce tworzy się chyba nowa „świecka tradycja” w aspekcie relacji Polska
-Polonia. Raz na dwa lata odbywa się konferencja pod hasłem “Państwo Polskie a
Polonia” na której nikt z oficjalnych władz się nie pojawia, a Polonia wylewa
hektolitry łez pod adresem rządu. Miałem okazję być na takiej konferencji w
2016 roku, gdzie przedstawiałem pomysł jak odtworzyć propolski lobbing w
Ameryce Północnej. Pomysłem poza Narodowym Instytutem Studiów Strategicznych nikt się nie zainteresował, choć byli tam późniejsi twórcy PFN. W tym roku
Polonia miała okazje wylewania łez pod nieco zmienioną narracją. Mianowicie
wprowadzono nowe pojęcie dzielące Polonię: na Polonię patriotyczną i Polonię
koncesjonowaną, czyli według niektórych, tych co to przyjechali na Zjazd
Polonii do Warszawy, aby dostać granty i inne fanty. Byłem też na V Zjeździe
Polonii i poza ciężką książką, która niestety musiałem zostawić w hotelu nic
nie dostałem. Żałuję jednego, że spędziłem za mało czasu rozmawiając i słuchając
opowieści często starszych ode mnie wnuków zesłańców z Syberii i Kazachstanu. Podziały
narodu polskiego postępują. A doły między narodem kopią radośnie jedni i
drudzy, tylko tych którzy, mieliby je ponaprawiać jakoś nie widać. Z jednej
strony polskiej sceny politycznej trwa eksplozja wszelkich antypolskich idiotyzmów
a z drugiej strony trwa festiwal w prześcigiwaniu się, kto jest największym
patriotą a kto nie jest nim wcale. Oprócz haseł i priorytetów polityków, którzy
realizują własne agendy polityczne nie ma żadnych istotnych naprawczych programów,
które próbowały by chociaż poprawy sytuacji i prawdziwego jednoczenia narodu
polskiego. Szlagierem konferencji, było nazwanie Klubów Gazety Polskiej
„Szwadronami Śmierci Sakiewicza”. Sądzę, że w tym przypadku bez procesu się nie
obędzie.
Charyzmatyczna Polonia amerykańska, pochodząca głównie z fali powojennej
emigracji (ok. 150 tysięcy osób wywodzących się z przedwojennej inteligencji)
odchodzi. To oni po zdradzie jałtańskiej przejęli na siebie ważny obowiązek
reprezentowania prawdy historycznej, przechowania polskiej tożsamości narodowej
oraz stali się wraz z rządem londyńskim reprezentantem polskiej racji stanu. Tutaj
dalej funkcjonują ich dzieci i wnuki, świetnie wykształcone na najlepszych
amerykańskich uniwersytetach. Na nich również pracują polscy naukowcy (z tenure
czyli amerykańską habilitacją jest ich tutaj przeszło 1500 osób). Tutaj mają
twórczą swobodę rozwoju, za nikim nie muszą nosić teczki ani nikomu nie muszą przesadnie
czapkować. Tutaj bez zbędnych regulacji funkcjonują polscy biznesmeni, ludzie
kultury, lekarze i inżynierowie, czego Warszawa z uporem nie chce pokazać polskiemu społeczeństwu.
Pojawia się jednak istotny problem liderów, którzy nie chcą się
identyfikować z wąsko sformułowanymi priorytetami, które są często związane z
jedną z partyjnych frakcji w Polsce. Albo nie chcą identyfikować się z mało
efektywną polityką innego lidera z Chicago, który od śmierci prezesa Moskala
lansuje politykę przetrwania, polegającą na ograniczeniu jakiejkolwiek
działalności. To prawda, że nie widać działaczy polonijnych formatu Paderewskiego,
Smulskiego, Rozmarka, Zabłockiego czy Mazewskiego, ale czy widać takich
charyzmatycznych polityków w Warszawie? a może w Brukseli? To nie znaczy, że
ich nie ma. Osobiście znam kilku, których dorobek naukowy, profesjonalny,
prestiż i charyzmatyczna postawa, pociągnęłaby rzesze Polonii. Rozmowy trwają.
W trakcie najbliższego roku zapadną strategiczne decyzje, które zadecydują o
przyszłości zorganizowanej Polonii amerykańskiej. Czy przetrwa? Czy ulegnie
asymilacji? Warszawa inwestuje w Polonię europejską. Wystarczy przeanalizować
raporty finansowe, aby to zrozumieć. Powód jest oczywisty: Oni mają wrócić do
Polski. Ponieważ my jesteśmy zamożniejsi, bardziej wrośliśmy w amerykańską
rzeczywistość i trudniej jest nami kierować, ten plan w stosunku do nas nie
jest do zrealizowania.
Dlatego zgadzam się z tezą Pani Elizy Sarnackiej- Mahoney zawartą w artykule
w nowojorskim Nowym Dzienniku mówiącą, że: „Polska, dla własnej wygody, upiera się, by widzieć w
Polonii przede wszystkim poręczną skarbonkę, która daje, gdy się wyciąga rękę,
kłania się w pas i gości, gdy się jej każe, a poza tym trwa w postawie karnego
uczniaka, znającego swoje miejsce w szeregu. Z premedytacją wołającą o pomstę
do nieba i bez precedensu w cywilizowanym świecie uprawia się też nad Wisłą
politykę stereo typizacji wobec własnych obywateli mieszkających za granicą. Na
przekór faktom nieustannie przedstawia się ich jako grupkę niedouczonych
prostaczków z Podhala czy Podlasia (przepraszam tu i Podhale, i Podlasie), co
skutkuje wypaczoną i destrukcyjną dla obu stron ignorancją polskiego
społeczeństwa w temacie prawdziwego oblicza i potencjału Polonii. Powstrzymuje
bowiem publiczną debatę na temat form współpracy z Polonią i negatywnie
naznacza tych, którzy starają się o Polonii mówić inaczej. „
Przypominam, że jednym z ustaleń okrągłego stołu było
niedopuszczenie do udziału w życiu politycznym i społecznym środowisk
niepodległościowych (w tym Polonii). Potwierdził to bardzo dosadnie premier Tadeusz
Mazowiecki, podczas swojej pierwszej wizyty Londynie. Nie spotkał się z
prezydentem RP na uchodźstwie Ryszardem Kaczorowskim, bo uznał, że spotkanie
byłoby „poniżające wobec prezydenta Jaruzelskiego, swojego rządu i państwa”. Reasumując, po 1989 roku to Polacy żyjący na emigracji
jako pierwsi zostali odepchnięci od udziału w polskim życiu społecznym i
politycznym z jednym zastrzeżeniem: pieniądze od rodaków spoza kraju powinny
nadal płynąć ciepłym strumieniem do Polski. Gwoli wyjaśnienia: według danych
Banku Światowego z 2015 roku, Polonia amerykańska co roku wysyła do Polski
przeszło 900 milionów dolarów. Nikt w Polsce nie zastanawia się, idąc ulicą,
który dom jest zbudowany lub wyremontowany za dolary z USA. Nie mówiąc nic o
wpływie Polonii na amerykański biznes inwestujący w Polsce.
Polonia amerykańska posiada szereg niezaprzeczalnych zasług w budowaniu
Niepodległej. Warto się przejść Krakowskim Przedmieściem i obejrzeć wystawy na
ten temat. Chcielibyśmy, aby ta wiedza kiedyś dotarła do polskiego
społeczeństwa. Chcemy właściwej narracji historycznej: „Tak jak z Oleandrów wyruszała Pierwsza Kadrowa tak samo z Niagara on
the Lake wyruszali ochotnicy do Błękitnej Armii- my też mamy ogromne
zasługi w walce o Niepodległą. Naszym polonijnym bohaterom też należy oddać
szacunek i właściwe miejsce w historii Polski.
Warto zorganizować profesjonalną debatę na temat relacji Polska a Polonia.
Wylewanie hektolitrów łez nie jest chyba najlepszą formą, zwłaszcza, gdy nikt
tego płaczu nie słucha. Warto chyba mieć jakąś wizję budowania polskiej wspólnoty
nie tylko od morza do Tatr, ale od „Chicago do Tobolska” jak śpiewa mistrz Jan
Pietrzak. Takich Ol Rybińskich w polskich mediach mogłoby być znacznie więcej,
tylko Warszawa z zazdrością strzeże wszelkich posad promując nieudaczników,
miernych, ale wiernych. Kiedy zerwiecie z takim myśleniem? Oto jedna z opinii
przedstawicielki warszawskiej elity pod jednym z moich artykułów:” To
jest nikczemne, mieszkać gdzieś w świecie i urządzać nam życie. Kto się
wyprowadził z Polski nie powinien mieć prawa głosować i wybierać nam
rządzących.” Emigrant Paderewski pewnie by zapłakał w tym momencie, ale
jest to efekt negatywnego przedstawiania szczególnie Polonii amerykańskiej w
polskich mediach. Ostatnim filmem z głupim artystą z Chicago co to nic nie umie
i nic mu w życiu nie wyszło jest postać Rickiego w filmie pt. „7 rzeczy, których nie wiecie o facetach”
w reżyserii Kingi Lewińskiej z 2016 roku.
Jednym z najciekawszych fragmentów wspomnianej konferencji, oprócz
prezentacji dra Marka Błażejaka z Niemiec, był pomysł red. Stanisława
Michalkiewicza o tym jak rozwiązać problem udziału Polonii w życiu politycznym
poprzez dopuszczenie Polonii do udziału w pracach polskiego Sejmu. W chwili
obecnej 20 milionów Polaków mieszkających poza granicami, nie ma żadnej
reprezentacji w polskim parlamencie. Red. Michalkiewicz proponuje 16 posłów z 4
okręgów kontynentalnych i możliwość utworzenia klubu poselskiego i udziału jego
przedstawiciela w Konwencie Seniorów.
Dla zakompleksionych warszawskich elit pozbawionych jakiejkolwiek wizji
przyszłości, ze złą, nepotystyczną polityką kadrową istotna powinna być refleksja
na przyszłością relacji Polonii amerykańska-Polska i zerwanie z podejściem, że
to Warszawa musi wszystko i wszystkich kontrolować. Warto więc się uczyć kto
kim jest w świecie Polonii, znać ich nazwiska i umieć się z nimi komunikować.
Teraz komunikacja z polskimi instytucjami lub politykami polega na tym, że aby
się od nich coś uzyskało nawet informację trzeba ich znać osobiście. Odpowiadanie
na emaile praktycznie nie istnieje a tzw. w kulturze amerykańskiej „follow up”
czyli podtrzymywanie kontaktów czy sprawdzania poziomu wykonania jakiegoś
działania w Polsce budzi zdziwienie.
Historia pokazuje, że relacje pomiędzy Polonią amerykańską a państwem
polskim są pełne dziwnych sytuacji. Warto przypomnieć tutaj skandaliczny powrót
ochotników z Błękitnej Armii do USA, gdzie bezpośrednio w tę nieprzyjemną
sprawę interweniowali amerykańscy kongresmeni. Pamiętamy także niepowodzenia
dyplomacji II Rzeczpospolitej w sprawie przymuszania do udziału Polonii
amerykańskiej w organizacji Polonii świata „Światpol”. Polonia amerykańska
nigdy nie została formalnym członkiem tej organizacji. Lista zasług Polonii
jest ogromna. Nic dziwnego, że za to właśnie Polonia, była inwigilowana i
rozbijana przez wrogów Polski i proces ten bynajmniej nie zatrzymał się w 1989
roku. Doktryna wszystkich służb PRL, a zwłaszcza ich ostatniego szefa gen.
Kiszczaka zakładała dezintegrację polonijnych organizacji poprzez wprowadzanie
do nich agentów wpływu i stopniowe ich wygaszanie.
Zdaje się, że jedynym rozsądnym wyjściem z sytuacji dla „niechcianej” w
Warszawie Polonii amerykańskiej jest stworzenie małego i sprawnego projektu,
który zacząłby jednoczyć Polonię jako całość wokół jednego ponadpartyjnego
celu, że strukturami w poszczególnych krajach. Istotą działalności rodaków poza
krajem powinna być aktywna i globalnie prowadzona polityka wewnętrzna w obrębie
samej Polonii. Jej głównym kierunkiem powinno być wzmacnianie udziału Polonii w
życiu politycznym kraju zamieszkania, jednak przy równoczesnym pielęgnowaniu i
ochronie polskości tak, jak to miało miejsce w czasach świetności ruchu
polonijnego. Możliwe jest to tylko w momencie, gdy przyciągniemy potencjał
intelektualny Polonii (ok. 1500 polskich profesorów w USA, ludzi kultury,
biznesu, lekarzy) oraz konserwatywną i lewicową klasę średnią, która jest
maszyną do głosowania. Należy się również zastanawiać jak uruchomić zgromadzone
przez dziesiątki lat zasoby finansowe drzemiące na kontach organizacji starej
Polonii. Są więc ludzie, są też środki. Najważniejsze jest w tej chwili
znalezienie Paderewskiego XXI wieku, który połączy wodę i ogień, aby obudzić, „śpiącego
olbrzyma”. Polonia amerykańska może być znaczącą siłą polityczną w USA, która
może odegrać kluczową rolę w polityce amerykańskiej. Propolskiego lobbingu w
USA nie zastąpi żaden inny: niemiecki, żydowski czy marsjański. Nie możemy z
uporem tkwić z wąskimi priorytetami dla Polonii, które są agendą tylko małej
grupy osób. Należy zbudować system transparentnych stypendiów i narzędzi, które
umożliwią naszym młodym pokoleniom emigracji odpowiednią karierę w naszym kraju
zamieszkania.
Budzi się tożsamość narodowa Polonii i świadomość polskiego interesu
narodowego. Polonia amerykańska podejmuje coraz więcej samodzielnych inicjatyw
i akcji. Światowa geopolityka podpowiada nam, że jest to właśnie
najdogodniejszy moment na tego typu działanie, aby dynamicznie pójść w kierunku
odtworzenia politycznego znaczenia Polonii amerykańskiej w Stanach
Zjednoczonych. Do tego jednak niezbędny jest nowy, transparentny, ponadpartyjny
lider. Musimy na ten temat rozmawiać, przełamywać lody i działać ponadpartyjnie.
Dalsze dzielenie i rozbijanie Polonii jest idiotyzmem i prowadzi do jej
asymilacji, samozagłady i jest zaprzeczeniem Pax Polonica. Zacznijmy w końcu
poważnie myśleć o potencjale, który mógłby globalnie pracować dla Polski.